Wpisz i kliknij enter

Audrey – Visible Forms


Audrey to wywołująca miłe skojarzenia nazwa żeńskiego kwartetu ze Szwecji, w skład którego wchodzą Anna Tomlin, Victoria Skoglund, Emelie Molin i Rebecka Kristiansson. Płyta ujmuje niewymuszoną prostotą, emocjonalnością, bogatym instrumentarium oraz rozmarzonym, nieco infantylnym wokalem. To nurtujący debiut, czerpiący garściami z dorobku Low, Efterklang, Stiny Nordenstam, Sigur Ros czy Mum.
Płyta jest niebywale intymna, przesycona magią rodem z filmów Bergmana i intensywnie nasączona ową filmową atmosferą. To jesienny, nieco senny album, bogaty w absorbujące post–rockowe kompozycje. W sferę „widzialnych form” wkraczamy mocno, ze spokojem, akcentując każdy krok („Mecklenburg”), jakby po kilku godzinach spędzonych na siarczystym mrozie wchodzić do ciepłego mieszkania, w którym paruje woda z czajnika. Splatające się ze sobą głosy wabią i łagodnie zapraszają do wsłuchania się w pozostałe osiem utworów. Posępna wiolonczela wyznacza tempo kolejnych kroków („Views” i „Treacherous Art.”), by chwilę później ustąpić miejsca brudnej, rozleniwionej gitarze („Six Yields”) czy przenikliwej trąbce („Vague”). Bywa ponuro i enigmatycznie, głównie za sprawą rzewnych smyków („Plain Pieces” i „Leaving/Letting go”); radośniej brzmią jedynie wokalne pejzaże odmalowane przez aksamitne barwy głosów Szwedek („The Significance of Being Overt”). Album zamyka pesymistyczne, snujące się niczym pajęczyna na poddaszu „Traverse”.
Wsłuchując się w ten album po raz pierwszy można odnieść wrażenie, że intymność przekazu, jego ulotność i głęboki smutek zaklęte w warstwie tekstowej i melodycznej przekładają się na jego wysoką jakość. Nie można bowiem odmówić „Visible Forms” fascynującej mnogości pogłosów, przeplatających się ze sobą do woli partii wokalnych, które, zupełnie niechcący, kreują odrębne muzyczne przestrzenie. Niestety – mimo wielu smaczków, jakie kwartet ma niewątpliwie do zaoferowania, cała płyta po prostu nuży. Materiał jest cierpki, nazbyt jednolity i stonowany; zabrakło magnetyzujących właściwości, iskry, która skuteczniej podrażniłaby zmysły. Szkoda.




2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
laudia
laudia
16 lat temu

cytat:Niestety – mimo wielu smaczków, jakie kwartet ma niewątpliwie do zaoferowania, cała płyta po prostu nuży.

Jeśli włączysz ją będąc w odpowiednio melancholijnym nastroju, płyta dotrzyma kroku, a może nawet oczaruje…
😉

K3
K3
16 lat temu

paide, więcej empatii! każdy odbiera świat – a zatem i muzykę – na swój własny indywidualny sposób, a recenzja Dominiki świetnie podkreśla dwoistość, albo lepiej, niejednoznaczność tego odbioru. pozdrawiam.

paide
paide
16 lat temu

Pominę kwestię dokładności od-czytu i tego jakie akcenty kto w nim widzi. Oddawanie czegokolwiek w tekście, próba zapośredniczeń, albo nawiązań staje się sprawą arbitralną. Stąd trudno mi było doczytać się Twojej impresji, lub stworzyć sobie tło, które mogło Ci towarzyszyć w trakcie odbioru tej muzyki. Niestety [a może i stety] ślizgam się tylko po powierzchniach języka.
Pozdrawiam!

autorka
autorka
16 lat temu

nie zgadzam się. recenzja dokładnie odzwierciedla to, co czułam z każdym przesłuchaniem płyty. początkowo fascynację, oczarowanie a w miarę upływu czasu…rozczarowanie i nudę, które mnie samą zaskoczyły. myślę, że recenzja idealnie to oddaje.

paide
paide
16 lat temu

Jak to zwykle bywa w przypadku czytania Twoich recenzji Dominiko, przepływałem przez treść z wielką przyjemnością, planując w myślach nabycie omawianego albumu. Jednak nastąpił ostatni akapit niczym rozstrzygająca runda w walce bokserskiej. Dwa zdania, które zmieniły oblicze walki. Dwa zdania, które chyba jednak powinny zostać wplecione rozleglej, z większym zaznaczeniem krytycyzmu w całości tekstu. Ta dysproporcja razi, sugerując ewentualną niedbałość. Niemniej dla akapitów powyżej pozwolę sobie te ciosy przyjąć na klatę ;] Pozdrawiam serdecznie: Fan Sekcji Bokserskiej Dominiki Kujawskiej ;d

Polecamy