Wpisz i kliknij enter

Autechre – Quaristice


To była z pewnością jedna z najbardziej oczekiwanych premier ostatnich miesięcy, a może i lat. Wprawdzie Autechre są płodni i wydają w regularnych odstępach czasu, ale każdemu świeżemu materiałowi towarzyszy gorączkowe wyczekiwanie fanów.
Tych jest wielu, bo przecież Rob Brown i Sean Booth to pionierzy nowych brzmień, którzy w pewnym sensie wypracowali unikalny i nie posiadający nazwy styl, jeśli nie odrębny gatunek muzyki. Truizm, oczywiście.
Podobnym przerysowaniem byłaby próba opisania zawartości „Quaristice” lub dźwięków Autechre w ogóle, bo albo się je zna, albo nie. Jeśli nie, to trzeba posłuchać samemu – na tym poziomie język totalnie zawodzi i termin „IDM” niczego tu nie rozwiązuje.
Ci, którzy znają dokonania duetu mogą zastanowić się nad swoimi oczekiwaniami. Podejście wydaje się być najważniejsze i warto pomyśleć, co tak naprawdę chcemy usłyszeć, sięgając po kolejny album jeśli nie ulubionego, to wielce zasłużonego artysty. Osobiście oczekuję już nie tyle kolejnych rewolucji, ile wysokiego poziomu.
I w tym punkcie Brown i Booth mnie nie zawiedli, bo ich dziewiąte dzieło jest szalenie dojrzałe – zachowuje niepodrabialny sound Brytyjczyków i jednocześnie wplata go w zupełnie nową strukturę (czyli jednak lokalna rewolucja?). Pięć kwadransów zaskakującej muzyki stanowi pewien wycinek improwizowanych setów w studio. To zarazem pierwsza płyta Autechre, na której średnia długość utworu to niecałe 4 minuty.
W sumie jest ich aż 20, zaś większość to niepokojące szkice, które rzadko rozwijają się w coś większego lub/i idą w zupełnie nieoczekiwanym kierunku. Niektóre momenty są doprawdy zachwycające, takie „Simmm” czy „Takkakern” mają szanse trafić do kanonu Ae. Najlepiej opisał „Quaristice” sam Booth: jako sen w którym jeden pokój prowadzi do innego pomieszczenia, nie mającego zbyt wiele wspólnego z poprzednim. Przejście wydaje się jednak naturalne, pomimo oderwania od pierwszego kontekstu i uwikłania w kolejny.
W pewnym stopniu odbija się to na spójności albumu, lecz chyba tak właśnie miało być. Między innymi dlatego jego odsłuch ma sens tylko wtedy, gdy odbywa sięw jednym ciągu: dając ponieść się muzyce, powoli dochodzi się do wniosku, że chaos jest tylko pozorem, zaś pod nowymi formami kryje się dobrze znane i w pełni kontrolowane oblicze.
Jestem daleki od zachwytów nad „Quaristice”, może dlatego, że nie robi na mnie tak piorunującego wrażenia jak swego czasu „Amber” czy „Tri Repetae”.
Mimo to słucham jej z niekłamaną przyjemnością, ponieważ znalazłem to, czego oczekiwałem – solidności, pomysłowości, atmosfery i poziomu danego nielicznym. Potrafię jednak zrozumieć rozczarowanie tym materiałem, lecz jednego nie można Autechre odmówić: znowu stworzyli coś, co zaskakuje, intryguje, prowokuje, wymaga maksymalnej uwagi i daje wiele w zamian.
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
AMIKA
AMIKA
16 lat temu

konsumpcja permanentna

Sempoo
Sempoo
16 lat temu

Proces trawienia rozpoczęty.

Polecamy