Wpisz i kliknij enter

Blonde Redhead – 23



Sumując daty ataku terrorystów na Amerykę 11 września 2001 a także urodzin i śmierci Kurta Cobaina, w każdym wypadku otrzymamy liczbę 23. Temu zagadnieniu poświęcono również 2 filmy: Hansa – Christiana Schmidta z 1998 oraz Joela Schumachera – premiera filmu tego drugiego przypadła na…23 lutego 2007. Liczbie 23 wiele osób przypisywało tajemne moce, a nawet czyniło ją przedmiotem kultu czy misteryjnym gadżetem. 23 to również enigmatyczny tytuł nowej, siódmej płyty nowojorskiego tria Blonde Redhead. Rzeczywisty powód wyboru swoistego tytułu – zagadki okazał się jednak – w tym wypadku – zupełnie prozaiczny. Bliźniacy Amadeo i Simone Pace posługiwali się nickiem 23 na pewnym forum randkowym, na którym poznali Kazu Makino.
„23 seconds, all things we love will die / 23 seconds If you can change your life” – oto jak brzmi zaklęcie, któremu uległam. Senne, infantylne zawodzenie Kazu i poruszające do głębi gitarowe pasaże układają się w ekspresyjną księgę czarów. Nieco silniejsza, nerwowa gitara pojawi się jeszcze w „Spring and by summer fall”. „Dr Strangeluv” powstał z inspiracji groteskową komedią Stanleya Kubricka (film z kolei na podstawie książki „Red Alert” Petera Georgea). Starngeluv to były nazista, owładnięty pasją skonstruowania bomby atomowej i zniszczenia ludzkości. BR pokazują jego ludzkie oblicze – samotnika i outsidera – skutecznie do tego stopnia, że jest mi go naprawdę żal i pałam niemal paranoiczną chęcią wybaczania.
Rozpoczyna się magiczna gra klawiszy, raz rzewna i depresyjna („Dress”), innym razem żywa a zarazem zimna jak lód, dopieszczona przeraźliwie jednostajną perkusją („SW”), chwilami radosna i lekka, rozpływająca się jak mgła wokół głosu Kazu („Silently” i „Top Ranking”). Symfonię pieszczących zmysły dźwięków kończą hipnotyczne majaczenia („Heroine”), jękliwy dialog z wyimaginowanymi rodzicami („Publisher”) i ból spowodowany utratą złudzeń („My impure hair”). Album wydany został w duchu minimalizmu – bez naklejek, zdjęć, tekstów utworów. Garść niezbędnych informacji umieszczono na czerwonej wstążce okalającej okładkę i na samej płycie. A propos okładki, zdobi ją tenisistka – pajęczyca o czterech odnóżach – a może tajemnicza bogini płodności…
Przyznaję z premedytacją, że daję się nabrać na wszystko, czego dotknie się Blonde Redhead. „Melodie Citronique” skusiło mnie soczystą melodyjnością, „Misery is a butterfly” urzekło spazmatyczną, eteryczną atmosferą. Oczywiście „23” jest najbardziej przystępnym i chwytliwym materiałem, na jaki BR się odważyło. Ale nadal harmonijnym, pełnym magii, hipnotyzującym unikalnym brzmieniem; jest muzyczną iluminacją, łagodnie rozpływającym się w ustach musem jabłkowym. Przytrafiło mi się najzwyczajniej zakochać w tej płycie i naprawdę nie obchodzi mnie, czy album w pełni wywiązuje się z pokładanych w nim nadziei. Ja zatraciłam się w nim zupełnie, do granic, czuję go w tkankach, połączeniach nerwowych, koniuszkach palców.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
autorka
autorka
16 lat temu

nie tylko metrosexualnym w rózowych kołnierzach ale również autorce, która bynajmniej do powyższej grupy nie nalezy i z takową się nie utożsamia

japan monster
japan monster
16 lat temu

swietny 1 numer!!! ufff plyta lepsza od rozmemłanej poprzedniej ktora sie chyba podoba tylko metrosexualnym w rózowych kołnierzach heheeh

electroclashjesus
electroclashjesus
16 lat temu

Fakt, to bardzo przystępna płyta o niechalnych brzmieniach. Nie ma tu dźwiękowych zgrzytów, które mogłby nie przypaść do gustu szerszemu gronu słuchaczy. Ładnie podane piosenki, z sympatycznym głosem Kazu. Niekiedy wokal i muzyka tworzą tak miękką i tkliwą aurę, że aż mi smutno, że Blond Redhead aż tak spuścili z tonu. To po prostu dobra popowa płyta, która nie zawiera tych wszystkich wcześniejszych dźwiękowych przekrętów. Mimo wszystko bliżej mi do {Melody Of Certain Damaged Lemons}.

Polecamy