Za nazwą Calm kryje się japończyk Kiyotaka Fukagawa, który ma dość mocną pozycję na swym ojczystym rynku. Jako Calm wydał dwa świetnie przyjęte w Japonii krążki „Shadow of the Earth” i „Moonage Electric Ensemble”, na których zamieścił wysublimowane downtempo-bossa-nova. Wydane przez label Shibuya krążki zdobyły uznanie takich artystów jak DJ Krush czy Silent Poets, dzięki czemu Kiyotaka dostał możliwość zaprezentowania swej muzyki słuchaczom innych krajów. Ten nowy etap w działalności Calm upłynął pod znakiem różnego rodzaju remiksów i singli, które zebrane razem tworzą album „Free-Soil Sounds For Moonage”. Jest to więc zbiór kawałków Calm z lat 1996-2000, tworzący jednak dość spójną całość.
10 lekkich, ciepłych [wszak nazwa zobowiązuje] utworów, przy których ogrzać się będzie można podczas nadchodzącej jesieni. Jazzowy bit, elektroniczno-ambientowe rozmyte plamy, różnego rodzaju sample – wszystko w przystępnej i miłej dla ucha formie. Kolejny porządny album z cyklu chill-out/lounge, przypominający nagrania Svena Van Hessa, Dzihan & Kamien czy Avia. Lekkie, smooth-jazzowe instrumentarium [samplowane bądź żywe], czasem żeńskie chórki, klarnet [„Light Years” – kawałek zarejestrowany na żywo w tokijskim Liquid Room], pianinko [nie panino], wszystko ujęte w zgrabnej, elektronicznej produkcji. Idealny materiał na jesienny wieczór, niezła również prezentacja tego, co w ostatnich latach robił Kiyotaka Fukagawa.
Polecamy więc tym, którzy chcą się odprężyć przy czymś niezobowiązującym. Polecamy didżejom radiowym, prowadzącym jakieś nocne audycje. Polecamy również kolekcjonerom kolejnych chill-outowych płyt. Wszystkich innych ostrzegamy – „Free-Soil Sounds For Moonage” to krążek, który jest przewidywalny od początku do końca. Miły, ale jednak przewidywalny.
2004
Mam zupełnie odmienne zdanie od autora recenzji – Always Outnumbered never Outgunned uważam nie za sukces, ale zdecydowanie za najsłabszy album Howletta & Co. Poza dwoma pierwszymi numerami cała reszta płyty jest wyjątkowo mizerna… Za to Spitfire i Girls wymiatają!!
okładka jest zajebiata
nowa plytka prodigy jest rewolucja na runku muzyki nowo-elektronicznej, dodam ze w znakomitym wykonaniu, za pierwszym razem gdy przesluchalem album mialem wrecz orgazm inaczej gwalt przez uszy, po kilku razach niestety wyczuwalna zabawa powtarzajacymi sie sekwencjami co za kazdym kolejnym przesluchaniem wplywa na niekorzysc i ogolna nude nagrania, natomiast nie mam takiego wrazenia sluchajac poprzednich albumow prodigy 🙂
Nowa płyta The Prodigy jest naprawdę super!!!!! Słuchałam całš płytę już kilkanaie razy i chyba nigdy mi się nie znudzi (na peno mi się nie znudzi) Oni sš fantastyczni!!!!!!!!!!!!!!
Jeszcze nie przesłuchałem całej płyty, ale jak jest taka wygięta ja singiel „Girls” to The Prodigy wraca na piedestał (PS: a czy kiedykolwiek z niego spadli?:)