25 grudnia 2007, w rocznicę rozpoczęcia działalności, w katalogu ukraińskiego Kvitnu pojawił się czwarty materiał. W projekcie Critikal, oprócz prowadzącego label Kotry, udział biorą szefowie dwóch wytwórni, które są współwydawcami albumu. Są to Jeff Surak (Zeromoon), Andrey Kiritchenko (Nexsound) i Tobias A*ström (znany także jako Militant Fields). O ostatecznym kształcie „Graphorrhei” decydował Kotra, który operował materiałem dostarczonym mu przez pozostałych, przekształcał go, układał w utwory, a także dorzucił trochę od siebie (np. grę na basie).
Nie pamiętam, kiedy ostatnio chciałem włączyć płytę znów zaraz po pierwszym odsłuchu. W tym przypadku po części dlatego, że tak mi się podobała, ale też po to, by uważniej prześledzić, co dzieje się w tym gąszczu dźwięków, balansującym chwilami na granicy chaosu. Już pierwszy utwór może przyprawić o zawrót głowy – to niemal cała płyta w pigułce. Są zgrzyty i brudne elektroniczne dźwięki, a także loopy i charakterystyczny sposób budowania utworów, w którym elementy nie przywierają do siebie ściśle, raczej są ze sobą zestawione. Potem będzie nadal dość hałaśliwie, ale nie odstręczająco, dynamicznie, zaskakująco, zapętlone będą pojedyncze dźwięki albo też większe fragmenty. Czasem da się usłyszeć „manipulated recordings of long lost cities / memories” (które są wkładem A*ströma).
„Graphorrhea” przywodzi na myśl „konkretno-industrialnych” P16.D4, momentami też Voice Crack, przez użycie dźwięków kojarzących się z błyskającymi diodami, laserowymi wystrzałami i świetlnymi sygnałami ostrzegawczymi. Metoda tworzenia, którą przyrównać można do kolażu powoduje, że kawałki nie posiadają jasno określonej formy. Może to być problem, gdyż czasem wydaje się, że zbyt wiele rzeczy dzieje się naraz, że natłok dźwięków tworzy bezsensowną kakofonię. Jednak po kilkukrotnym wysłuchaniu to, co wydawało się z początku niezrozumiałe okazuje się być intrygującą mieszanką, w której części pracują ze sobą w co rusz inny sposób, ujawniają nowe zależności.
2007
tak, o tym wiem, miałem na myśli jeszcze jakieś…może poznań znów 🙂
Już zorganizowali: http://www.lastfm.pl/event/522805
okładka faktycznie świetna, po nieco dziwnym doborze kolorów na Viter Zavoloki, powrót do wysokiej dizajnerskiej formy Kvitnu.
ano tak, Zavoloka i Kotra przez pół roku będą mieszkać w Krakowie. fajnie gdyby ktoś im jakieś koncerty zorganizował.
Albumu jeszcze niedane mi było przesłuchać,za to cover jest fantastyczny,Ruslan Palamarchuk wykonał kawał dobrej roboty.Pozatym ,z tego co jest napisane na stronie : Kvitnu przerzuca część ambicji na polski rynek:).Winszuje.
Swietnie, że ktoś pokusił się o opisanie tej płytki! Słuchałem tylko fragmentów, ale CD już do mnie leci 🙂