Wpisz i kliknij enter

DK7 – Disarmed


Wyczytałem gdzieś, że muzka DK7 brzmi jak mieszanka wczesnego Leftfield z klasycznym Depeche Mode; takie porównanie jednak, choć poprawne, ciągle wydaje się sporym uproszczeniem. DK7 to mieszanka większej ilości elementów, a duet DK7 [szwedzki producent Jesper Dahlbäck i urodzony w Irlandii wokalista Mark O’ Sullivan], na swym debiutanckim krążku popisuje się całym mnóstwem muzycznych inspiracji. Można więc mnożyć odniesienia, nakładać na siebie kolejne siatki estetycznych zapożyczeń, można również po prostu siąść i słuchać. Albo nie, inaczej – przy tej muzyce przecież dość ciężko jest usiedzieć w jednym miejscu.
Zaczyna się dość spokojnie, pierwszy kawałek to wokalny popis O Sullivana, który na tle spokojnych gitarowych strzępków brzmi jak Dave Gahan w swej najlepszej formie. Potem jest murowany hit tego albumu – „Wheres The Fun”, czyli melodyjne, oszczędne elektro z chwytliwym refrenem oraz – co będzie już na tym albumie prawie-normą – bezpretensjonalnym, skocznym bitem. O Sullivan stara się być nieco tajemniczy, aby zaraz potem jednym czy drugim chórkiem zachęcić do tańców i pląsów. Tak jak pisałem – odniesień jest tu cały worek; bo to przecież nie tylko DM, słuchać tu echa takich wykonawców jak Closer Musik, Colder czy Underworld. Bardzo dobrze, że panowie postarali się odpowiednio zróżnicować ten materiał – choćby utwórem „Sweetnes in time” udowadniają, że nawet mimo braku konwencjonalnego rytmu potrafią zachować przyciągający puls, tworząc jednocześnie zniewalający, nostalgiczny nastrój. „Disarmed” jest więc płytą taneczną z całkiem sporymi ambicjami, bo wpadniemy tu momentami w nastroje przesycone mistycyzmem, tajemnicą, erotyzmem, po jakimś czasie zrobi się rónież bardzo transowo, narkotycznie – DK7 należą do tej nielicznej grupy twórców, którzy za pomocą niezwykle chłodnych brzmień są w stanie utkać nastrój buchający ciągłym gorącem. Trochę jak na „Dirty Dancing” Swayzaka – utwór „Sleeping Bag” jest jakby żywcem wyjęty właśnie z tamtego albumu.
Kolejny interesujący materiał stworzony za pomocą tych samych przecież środków – automatów, analogów, gitary…coś w rodzaju elektronicznego rocka, gdzie pobrzmiewają echa ostatniej produkcji Daft Punk…i znów kolejne porównanie. Tak więc – w czasie, gdy większość z nas myśli już o tegorocznych podsumowaniach otrzymujemy płytę, która każe nam jeszcze wstrzymać się z ocenami AD 2005. Bo kto wie, może DK7 trafi do tej pierwszej osobistej dziesiątki?
2005







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
claudia massacre
claudia massacre
17 lat temu

Jak ktoś lubi klimaty doszlifowanego synth – future-electro (wokal kolesia ze słoweńskiej grupy Silence ) to bardzo gorąco polecam tą płytę

Polecamy