Wpisz i kliknij enter

Devil Doll – Dies Irae


Devil Doll to zespół-fenomen, znany nielicznym, lecz otoczony kultem i legendami. Nie wiadomo ile w nich prawdy, ale nieliczne fakty mówią, co następuje: grupa pochodzi z byłej Jugosławii, jej skład osobowy jest płynny i liczy od kilku do kilkunastu muzyków, zaś niezaprzeczalnym liderem jest niejaki Mr Dr. Nieznany z nazwiska tajemniczy jegomość, który na zdjęciach prezentuje się niczym bułhakowski Woland, założył Diabelską Lalkę pod koniec lat 80., zamieszczając w prasie oryginalne ogłoszenie: „Człowiek ma tym mniejszą szansę stać się wielkim im bardziej poddaje się władzy rozsądku. Niewielu dostąpi wielkości – na pewno nikt w sztuce – jeśli nie podda się iluzji”. Tę niecodziennę formułę można traktować jako credo formacji, tworzącej muzykę o zupełnie nierzeczywistym charakterze.
„Dies Irae” wymyka się wszelkim ograniczeniom gatunkowym. Od biedy można by to uznać za „suitę symfoniczno-gotycką” (od razu przestrzegam ewentualnych miłośników Nightwish, Within Temptation i innych „nu-gotyckich” koszmarów, że o innym „gotyku” mowa), w której na dużą skalę zestawiono brzmienie instrumentów klasycznych z ostrymi riffami gitarowymi. To nie pierwszy kolaż orkiestrowych aranżacji i ciężkich wioseł, ale jeden z nielicznych, które nie popadły w banał autoparodię. Inspirowany literaturą Patricka Hamiltona oraz poezją Edgara Allana Poe i Emily Dickinson, „Dzień Gniewu” jest soniczną ilustracja Apokalipsy – zarówno tej biblijnej, a więc globalnej oraz wewnętrznej, osobistej, którą Konwicki nazywał „małą”. Mierząc się z takim tematem łatwo popaść w kicz i przesadę. Pan Doktor i jego świta to jednak autentyczni Artyści; ich dzieło jest dojrzałe i przemyślane, a przy tym frapujące i perwersyjnie przerażające.Wcześniejsze nawiązanie do „Mistrza i Małgorzaty” nie jest przypadkowe, ponieważ zawarta na „Dies Irae” muzyka mogłaby z powodzeniem stanowić ścieżkę do filmu lub sztuki na podstawie powieści Bułhakowa. Podobnie jak ona, jest monumentalna w budowie i przebogata w treści. Nie da się jej słuchać fragmentami, bo wszystko ma tu swoje określone miejsce. Ta specyficzna „czarna opera” rozpoczyna się od złowrogo brzmiącego motywu smyczkowego, który z upływem czasu coraz bardziej upodabnia się do szatańskiej wersji ravelowskiego „Bolero”. Kolejne części albumu przypominają majestatyczną ścieżkę dźwiękową do jakiegoś ponurego, gotyckiego horroru z lat 30. ubiegłego wieku, najlepiej z Belą Lugosim w roli głównej. Przewodnikiem po świecie grozy jest sam Mr. Dr, który z łatwością przechodzi od znerwicowanego szeptu w stylu tolkienowskiego (lub raczej jacksonowskiego) Golluma po donośny wrzask, wydobywający się prosto z trzewi. Niekiedy można odnieść wrażenie, że, podobnie jak książkowy Mistrz, spotkał Lucyfera i właśnie ten zainspirował go do nagrania albumu. Powiedzenie „geniusz albo diabeł” nabiera w odniesieniu do tego artysty zupełnie nowego znaczenia.
Nieziemski świat muzyki Devil Doll to przede wszystkim dekadencki nastrój, pachnąca siarką duchowość, rzadko spotykane wyczucie smaku i ciągłe balansowanie na granicy jawy i snu. Pod wszystkimi tymi warstwami kryje się egzystencjalna rozpacz, nadająca muzyce dodatkowego wymiaru. Jeżeli dodać do tego intrygujące, obfite w nawiązania teksty, otrzymujemy rzecz absolutnie jedyną w swoim rodzaju. Pozostając w konwencji kinematograficznej, „Dies Irae” jest właśnie jak wyborny film – z hitchcockowskim trzęsieniem ziemi na początku, wciągającą opowieścią w środku i zakończeniem, które wbija we wstrząśniętą wcześniej ziemię. Tu piękno ściera się z brzydotą, sacrum łączy z profanum, a człowiek zagląda w najmroczniejsze zakamarki swojej duszy. Komu niestraszny ten widok, niech koniecznie posłucha.
1996







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
relayer
relayer
17 lat temu

tu nie chodzi oto aby byla nowa, chodzi oto aby byla…

g_m
g_m
17 lat temu

nie dość nowa jak na miejsce recenzji, aj ges

Polecamy