Wpisz i kliknij enter

Digit All Love – wywiad

Premiera pierwszej płyty kolektywu Digit All Love była wydarzeniem nie tylko w rodzinnym dla grupy Wrocławiu. Aby dokładnie poznać sposób, w jaki dziesięć osób tworzy tak spójny i wartościowy materiał, postanowłem porozmawiać z wokalistką grupy – Natalią Grosiak, której głos jest jedną z najbardziej charakterystycznych cech całego przedsięwzięcia. Premiera pierwszej płyty kolektywu Digit All Love była wydarzeniem nie tylko w rodzinnym dla grupy Wrocławiu. Aby dokładnie poznać sposób, w jaki dziesięć osób tworzy tak spójny i wartościowy materiał, postanowłem porozmawiać z wokalistką grupy – Natalią Grosiak, której głos jest jedną z najbardziej charakterystycznych cech przedsięwzięcia.

Digit All Love, zarówno ze względu na liczbę muzyków, jak i ich różnorodność jest we Wrocławiu zupełnie wyjątkowym projektem. W jakich okolicznościach doszło do powstania zespołu? Czy jego ostateczny skład jest wyrazem czyjejś wizji, czy raczej przypadku?

DAL to starannie przemyślany projekt. Tak obszerny skład został zaplanowany i zorganizowany przez Maćka Zakrzewskiego, założyciela i lidera grupy. W fazie powstawania projektu, czyli w momencie, gdy dołączyła do nas sekcja rytmiczna z Miloopy, Maciek wspominał o kwartecie smyczkowym. To wszystko, o czym mówił, wydawało mi się nie do zrealizowania, jednak swoją konsekwencją doprowadził do obecnego stanu rzeczy: tworzymy już nawet nie 10-osobowa ekipę, ale na koncertach pracujemy jako 11-osobowy kolektyw – z naszym inżynierem dźwięku, który ma ogromny wpływ na brzmienie zespołu live.

W pierwszym zdaniu Waszej oficjalnej biografii pada określenie „trip-hop”. Słowo klucz dla Digit All Love?

Tak. Istnieje wiele kontrowersji wokół słowa „trip-hop”. Kojarzy się ono z ubiegłą dekadą, sceną bristolską i ciężkim, aczkolwiek melodyjnym brzmieniem Portishead czy Massive Attack. Nie ukrywam, że zarówno mnie, jak i Maćka muzyka ta inspiruje od samych jej początków. Niektórzy twierdzą, że Digit All Love jest nowością na rynku polskim, czymś świeżym, inni zaś zarzucają nam, iż nasz materiał „trąci myszką” i „śmierdzi” właśnie latami 90. „Trip hop” jest również szufladą, do której zostaliśmy wrzuceni i też nic z tym za bardzo nie możemy zrobić. Nie mamy wpływu na to, co o nas piszą i mówią.

Jak wyglądała praca w studio tak dużej ekipy? W jaki sposób organizowaliście sesję?

Koordynatorem, kierownikiem i producentem płyty był Maciek. Realizatorem dźwięku był Rafał Smoleń, który wybierał również studia nagraniowe. Smyki zostały nagrane w Krakowie, perkusja i wokal w Warszawie, gitary, basy i elektronika we Wrocławiu, Rafał zmiksował to wszystko znowu w Warszawie. Masteringiem zajął się człowiek z Londynu. Całą produkcją kierował Maciek. Każdy z nas dostawał komunikat: co, gdzie i kiedy. W ten sposób w ciągu dwóch tygodni nagraliśmy cały materiał, przez kolejny tydzień płyta była miksowana i masterowana. Wszystko zostało mistrzowsko zorganizowane. Niemożliwe nagle stało się oczywistością.



Jak często spotykacie się na wspólnych próbach w pełnym składzie? Czy Digit All Love jest jeszcze „side-projektem”, czy może wszyscy traktujecie zespół w kategoriach pełnoprawnego muzycznego przedsięwzięcia?

Na próbach spotykamy się na razie głównie przed koncertami. Są próby dla samej sekcji rytmicznej lub kwartetu. Potem, już finalnie robimy próby z wizualkami i z naszym dźwiękowcem. Gra tak dużego składu musi być dopięta na ostatni guzik, nie ma tu miejsca na improwizacje. Trudno mi mówić o „side-projekcie” w momencie, gdy wszyscy muzycy poświęcają mnóstwo swojego wolnego czasu na próby. Prawie wszyscy utrzymujemy sie z muzyki, a Digit All Love jest jak najbardziej niedochodowym projektem.

Czy premierowy materiał Digit All Love powstawał przy udziale wszystkich muzyków, czy może jest wśród Was zdecydowany lider?

Zdecydowanym liderem jest Maciek. On nadał utworom bliżej określony kształt, jeszcze na etapie pracy wyłącznie z komputerem. Również on przełożył potem swoje pomysły na grę żywego składu. Ostatecznie wybrane dźwięki, które powstały na komputerze, na płycie zagrała sekcja smyczkowa i rytmiczna. Do tego wszystkiego doszły oczywiście loopy i mój wokal. Mimo to fakt, że zagrały to takie a nie inne osoby dodaje płycie wyjątkowy charakter, nie przypadkowo bowiem gra tu sekcja z Miloopy, która ma swoje charakterystyczne, łatwo rozpoznawalne brzmienie.

Jak dużym wyzwaniem jest dla Ciebie – jako wokalistki – udział w nagraniach DAL? Jak dużo nowych obszarów odkrywasz?

DAL jest „przedłużeniem mojego ego”. Zarówno w Mikromusic, jak i w DAL realizuję się wokalnie na różnych płaszczyznach – mogę inaczej używać swojego głosu, inaczej też wyrażam własne emocje. Pomaga mi w tym wykorzystanie innych języków – w Mikromusic konsekwentnie piszę po polsku (co nie jest łatwe), w DAL – po angielsku. Trzeba też przypomnieć, że album Mikromusic nagrywałam dwa lata temu, dziś śpiewam już odważniej, z większym luzem. Więcej również mam do powiedzenia.

A więc doświadczenia tych dwóch ostatnich lat będą miały wpływ również na to, jak brzmieć będzie nowy materiał Mikromusic?

Tak. Właśnie nagrywam drugą płytę Mikromusic. Całość będzie bardziej akustyczna i zespołowa – pierwszy album był głównie producencki. Jestem bardzo podekscytowana powstającym materiałem, bo będzie bardzo melodyjny, jego forma będzie otwarta, jednocześnie zanosi się na to, że krążek będzie jeszcze mniej komercyjny od poprzedniego – jeśli poprzedni w ogóle można nazwać w ten sposób 🙂

Wróćmy do Digit All Love. Od premiery krążka zespołu minęły dwa miesiące. Jak dziś oceniasz ten album?

Staram się nie oceniać już wydanych albumów – zawsze bowiem znajdę coś, co chciałabym poprawić. Na pewno jestem zadowolona z całości – cieszę się z pięknej okładki, którą zaprojektował dla nas Adam Tunikowski. Cieszę się również z aranżacji, kompozycji i brzmienia kawałków. Generalnie: „I like” 🙂

Album został świetnie przyjęty, co dalej? Czy macie jakieś pozawrocławskie plany związane z promocją krążka?

Oczywiście. Nasz wydawca bardzo prężnie działa w tej kwestii. Co prawda zaczął się właśnie martwy okres wakacji, ale myśle, że jesienią damy się poznać pozawrocławskiej publiczności.

Czy możemy spodziewać się nowych kompozycji zespołu, planujecie kolejne albumy?

Tak. Jeśli chodzi o sferę czysto twórczą, rozdział pierwszej płyty został juz zamknięty. Prezentujemy teraz debiutancki materiał podczas koncertów, w domu zaś pracujemy już nad czymś nowym.

Reprezentujecie Wrocław, jedną z najprężniej rozwijających się scen w kraju. Które z tutejszych zespołów poleciłabyś szczególnie?

Szczególnie bliskie są mi projekty: Husky, Kanał Audytywny, Oszibarack, Skalpel, Me Myself and I, oczywiście nie mogę zapomnieć o autopromocji, czyli moim ukochanym projekcie – Mikromusic.

A jakich krążków słuchasz ostatnio najczęściej?

Ostatnio znajoma z Bułgarii przywiozła mi przepiekną płytę World Melancholy, wracam często do płyty Sigur Ros „Ageatis byrjun”, ostatnio odkrywam również Billie Holiday. Surfuję sporo po Myspace, odkrywając różne ciekawe perełki, z niektórymi artystami wymieniam się płytami – to miejsce jest niesamowitą kopalnią muzyki.

Wielkie dzięki za rozmowę!

Zdjęcia: Krzysztof Basel







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Aneta
Aneta
16 lat temu

ciekawa jestem tego albumu World Melancholy , mozna go dostać w Polsce, albo jakis odnośnik do strony?

Polecamy

Islaja – Tarrantulla

Koniec ubiegłego roku przyniósł nowy album Merji Kokkonen, znanej wszystkim jako Islaja.