Wpisz i kliknij enter

Fog – 10th Avenue Freakout


„Tworzę muzykę przez całe moje życie. Jest to jedyna rzecz, którą naprawdę czuję i w której jestem naprawdę dobry. Gram na gramofonach, fortepianie, gitarze, słowach, bębnach, automatach perkusyjnych […] Moja muzyka jest często autobiograficzna, ale na szczęśćie uniwersalna. Osobista, ale nie tak do końca skoncentrowana wyłącznie na mnie.”
Już te parę linijek pozwala podejrzewać, że pochodzący z Minneapollis Andrew Broder jest muzykiem co najmniej ciekawym i intrygującym. W jego przypadku „co najmniej” oznacza tylko punkt wyjścia dla jednoznacznego wniosku, który brzmi (przynajmniej powinien): on jest świetny! A dosyć łatwo jest się o tym przekonać. Po dwóch albumach wypuszczonych przez Ninja Tune („Fog” i „Etheer Teeth”) oraz całej masie ep-ek (min. „Hummer”) Broder i wspomagająca go ekipa dostarczają nam trzynastu utworów, które niektórym mogą wydać się niczym innym, jak zbieraniną dziwacznych piosenek wypełnionych absurdalnymi tekstami. Kiedy przyjrzymy się jednak bliżej tej muzyce dostrzeżemy masę pomysłów, jakimi wypełniony jest nowy materiał Foga . Począwszy od lekko pijackiej pieśni „Can You Believe It”, witającej „rozwalonymi” perkusyjnymi loopami, album przybiera formę wciągającej i zaskakująco zabawnej podróży.
Wbrew pozorom kawałki nie sprawiają wrażenia beztroskich czy banalnych, bo Broder śpiewa o sprawach ważnych, ale jego genialny zmysł kompilowania słów i zupełnie niekonwencjonalnego poczucia humoru sprawia, że ani przez moment nie ma się wrażenia uczestnictwa w czymś nadętym bądź napuszonym.
Tej płyty nie byłoby bez tekstu. Dowodem na to może być chociażby tytułowy „10th Avenue Freakout”, gdzie – moim zdaniem – absurd u Foga sięga prawdziwego mistrzostwa (na przykład w słowach :”…by the bedroom window, spying dirty eating urban birds”).
Od strony muzycznej album posiłkuje się (w większości) gitarami i elektroniką (czasem też dęciakami) – użytą na szczęście w rozsądny i porządny sposób, dzięki czemu trzecia płyta Brodera brzmi świetnie i żywiołowo. Momenty, w których tempo na chwilę zwalnia (ale nie zamiera) „The Small Burn” czy akustycznie zagrany „O Telescope”, to prawdziwe perły. Pierwszy zniewala prowadzonym długo, wręcz nieruchomym, monotonnym ambientem, a drugi pokazuje, że są jeszcze dzisiaj muzycy, którzy obracając się w kręgu powszechnych nowinek i gadżetów (z których czasem nie wszyscy umieją korzystać), są w stanie jeszcze zaśpiewać smutną balladę tylko z towarzyszeniem gitary. Zaś free jazzowe szaleństwo „The Hully Gully” posypane trzaskającymi rytmami z winyli to świetnie przemyślane zakończenie.
Budująca rzecz, nie ma co. Fog, który w Ninja stoi trochę z boku jak najbardziej zasługuje na uwagę, bo dla „10th Avenue Freakout” warto zarezerwować sobie całe sprawne ucho, albo nawet i dwa, żeby wychwycić cały spokój, luz i dystans, który po prostu płynie z głośnika. Jak dla mnie, Broder w tej kategorii – wyśpiewał sobie płytę roku.
2005







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy