Wpisz i kliknij enter

Jan Jelinek – Loop – finding – jazz – records


O pierwszym albumie Jana Jelinka dla berlińskiej oficyny ~scape napisano chyba wszystko, co można było ująć w słowa. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że „Loop-finding-jazz-records” zdefiniowała brzmienie labelu i w pewnym sensie stała się jego wizytówką. Trzeba także przyznać, że praca Jelinka jest jedną z najbardziej reprezentatywnych w obrębie clicks and cuts, czyli połączenia typowego dla Berlina klikająco-przestrzennego minimalizmu z mikrosamplingiem archiwalnych winyli.
Niemiec wybrał, oczywiście, nagrania jazzowe. Określenie konkretnych źródeł jest jednak niemożliwe. Jelinek nie tylko pociął wybrane figury na ultrakrótkie fragmenty, ale też zmienił je nie do poznania za pomocą rozmaitych efektów. Totalnie przetworzonym instrumentom (fortepian, organy, smyczki itd.) towarzyszą ciepłe trzaski rodem z winylowej płyty, przyjemne szmery, stuki, pogłosy i delaye, podlane charakterystyczną subtelną rytmiką oraz gęsto zakrapiane basem. Ale ten specyficzny „techjazz”, mimo zanurzenia w głębokiej wodzie eksperymentów, nie stracił nic z klimatu nieskrępowanego jazzowego performance’u. Artyście udało się zachować najważniejszy element jazzu – swobodny, naturalny feeling. Jest go tu naprawdę dużo, jeśli nie w samych trudno rozpoznawalnych dźwiękach, to w idei traktowania tychże. Jelinek potrafi stworzyć znakomitą melodię z jednej, krótszej niż sekunda pętli, zaś modyfikując ją, dokonuje swego rodzaju improwizacji, tak przecież ważnej w tradycyjnym jazzie. Jest też mistrzem nastroju: na płycie usłyszymy ujmującą melancholię („Drift”), poddamy się nieskrępowanemu relaksowi („They/Them”), popłyniemy w świat marzeń („Do Dektor”), odbędziemy hipnotyzującą, techdubową podróż (bardzo basicchannelowy, wyśmienity „Rock in the Video Age”) a nawet poruszamy ciałem pod przednią, taneczną nutę („Tendency”, w którym kolosalny bas powoduje trzęsienie ziemi).
Cóż jeszcze można dodać? Sześć lat w elektronice to całkiem dużo, ale „Loop-finding-jazz-records” jest odporny na działanie czasu. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że działa na jego korzyść – niewykluczone, że przy dzisiejszych postmodernistycznych tendencjach do powtarzalności (nie tylko w muzyce), album brzmi jeszcze bardziej orzeźwiająco, niż w dniu premiery. Najwyższa półka!
2001







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
beau bullet
beau bullet
16 lat temu

mialo byc pazur czasu tak gwoli scisłosci 🙂

beau bullet
beau bullet
16 lat temu

niby pazurczau muzyki sie nie czepia….hmmmm…swietny elementarz

Polecamy