Wpisz i kliknij enter

Kiritchenko / the Moglass / Courtis – Self Titled


To wydawnictwo wzbudziło we mnie o wiele mniej emocji, niż poprzednia recenzowana w serwisie nexsoundowa produkcja (The Moglass – „Sparrow Juice”). Album bazował na wymianie materiałów i ich późniejszej obróbce. To nie musi koniecznie źle wróżyć, chociaż poprzednie podobne inicjatywy, w których Kiritchenko (szefujący Nexound) brał udział: z Lopezem oraz projekt Fourfold symmetry (z Cascone’m, Berthlingiem i Kotrą), niespecjalnie do mnie trafiały.
Na tej płycie (wymieniam, tak jak leci tracklista) Kiritchenko używał dźwięków Anly Courtisa, dołożył gitarę, nagrania terenowe (bardzo subtelne), również niezidentyfikowane „objects”. Pierwsze trzy utwory mile wprowadzają w nastrój, jest w nich wiele umiejętnie rozłożonych szczegółów. A.K. trochę mniej liryczny niż na „True Delusion” (zwłaszcza drugi kawałek – pod koniec analogowe piski tworzą powidoki ‘noise’u’), ale wciąż jest w tym specyficzna, lekko „kosmiczna” aura. Następne trzy kompozycje należą do The Moglass – oni w materiał od Courtisa wmieszali syntezator (znów zapewne coś bardzo retro), gitarę, również głos. Piątka to jest dla mnie najmocniejszy moment w całości – wokal rozprzestrzeniony efektami, lekko bełkotliwy, ale jednocześnie natchniony, profetyczny. Ostatnie pięć tracków okupuje wcześniejszy dostawca materiału – tym razem on korzysta z tego, co zaoferowało mu The Moglass (3 utwory) i szef Nexsoundu. Moim zdaniem dużym błędem było umieszczenie nagrań Courtisa bazujących na Moglass, zaraz po ich kawałkach. Twórca nie pokazał ich muzyki w jakimś nowym kontekście, podrasował ją jedynie. Dźwięków jest więcej, brzmienie jest mocniejsze, pełniejsze, ale aż do granic percepcji. Po kilku minutach robi się z tego szarobura plama, całość staje się okropnie monotonna, elementy taplają się w bajorku Courtisowych zabiegów – aż każdy traci urok, znaczenie.
Tak więc te nagrania przykrzą się najbardziej, szczególnie, że Moglass w poprzednich trackach zaprezentowało podobną stylistykę, ale przy okazji pewną fantazję i rozsądek w „gmatwaniu” dźwięków. Wieńczące album utwory są całkiem dobre, szkoda tylko, że ostatni zostaje przerwany w momencie, gdy właśnie mogło zacząć się dziać coś ciekawszego (tam się wkradają jakieś ciekawe konstrukcje, a tymczasem 3 minuta, sekund trochę i myk w ciszę). Wiem, że Courtis ma różne muzyczne pomysły, szkoda, że nie rzucił czegoś na miarę (i w stylu) ciekawej epki „Harmonica f’ever”. Dokonania na albumie Nexsoundu idą raczej w stronę „Kokura” – nagranego razem z Makoto Kawabatą i Rokugenkinem.
Album nie zbyt dobry, ale też nie spisywałbym go na straty. Ma kilka ciekawszych momentów, choć czas trwania (blisko 70 minut) powoduje, że trudno wysłuchać go od początku do końca. Nieźle się do niego wracam od czasu do czasu, próbując gryźć drobnymi kęsami.
2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
pt
pt
17 lat temu

mozesz mi wytknac niedociagniecia (tu albo na mejla) – staram sie na nie zwazac.
i przy jakim przepisywaniu mam uwazac?

paide
paide
17 lat temu

Poza małymi niedociagnięciami natury językowej nie mam większych zarzutów. Sugerowałbym tylko wiekszą uważność przy przepisywaniu. Pozdrawiam.

Polecamy