Wpisz i kliknij enter

Koenjihyakkei – Angherr Shisspa


Skin Graft to bez wątpienia jedna z najciekawszych, a na pewno najbardziej osobliwych (w jak najlepszym tego słowa znaczeniu) gitarowych wytwórni. Katalog tej zajmującej się także (a może przede wszystkim) wydawaniem komiksów oficynki, obejmuje krążki kilku z najważniejszych formacji z kręgu progresywnego gitarowego hałasu, a ostatnio dominują w nim hm… przeróżne wynaturzenia postmodernistycznego, rozdokazywanego postpunka.
Niniejsza płyta wydana została prawie rok temu, ale cóż – lepiej późno niż wcale, zwłaszcza, że szaleni Japończycy z Koenjihyakkei ze wszech miar zasługują na omówienie. To muzyka odstająca od skingraftowej średniej; wtórna, a jednak ciekawa i ważna, bo odwołująca do fascynujących, lecz stosunkowo mało u nas znanych wątków z rockowej historii.
Nie od dziś wiadomo jak wielki wpływ na japońskich radykalnych improwizatorów miało środowisko z kręgu Rock In Opposition (w szczególności scena zwana Zeuhl, z działającą we Francji, prowadzoną przez bębniarza Christiana Vandera grupą Magma na czele). Znany doskonale polskiej publiczności perkusista Tatsuya Yoshida (koncertował u nas kilkukrotnie, m.in. u boku Johna Zorna i Billa Laswella w Painkillerze czy też wraz z gitarzystą Kazuhisą Uchihashim – materiał zarejestrowany podczas trasy z tym ostatnim został wydany przez wytwórnię Tone Industria na fenomenalnej płycie, pt. „Hercules’ Icy Club”), dawał już temu wyraz wielokrotnie, choćby w swym sztandarowym projekcie – Ruins. Nigdy jednak ta inspiracja nie była tak uchwytna jak na niniejszej płycie. Na „Angherr Shisspa” towarzyszą mu: Sakamoto Kengo (bas, wokal), Kanazawa Miyako (klawisze, wokal) Yamamoto Kyoko (wokal) Komori Keiko (dęciaki, wokal).
Muzycy zrzynają z Magmy bezwstydnie. Składają legendarnej formacji niemal bezkrytyczny hołd. Mamy więc obłędną fuzję drapieżnego, potężnego prog-rocka opartego na powikłanych, karkołomnych podziałach, trochę pojechanego jazziku, do tego charakterystyczne chóralne czy niemal quasi-operowe wokalne partie – wszystko to doskonale znamy z płyt grupy Christiana Vandera. Członkowie Koenjihyakkei grają iście brawurowo – niebywała techniczna biegłość i precyzja spotyka się tu z charyzmą oraz fantazją godną najlepszych dokonań Magmy; podobnie jak ich mistrzowie, Japończycy niekiedy balansują na granicy groteski. Choć to jawne epigoństwo, płyta się broni. Dowód na to, że udana muzyczna retrospekcja może być bardziej ożywcza, niż silenie się na nowinki.
Warto dodać, że Japończycy lada dzień wydają kolejną płytę – może lektura „Angherr Shisspa” zachęci Was by się za nią rozejrzeć. Przede wszystkim jednak liczę, że ci, których uwiedzie wizja Koenjihyakkei nie spoczną na tym i sięgną po oryginalne nagrania Vandera oraz jego muzycznych kompanów. Wszak twórczość francuskiej grupy, jak i stworzona przez nią Kobaiańska mitologia to jedna z najbardziej intrygujących kart rocka lat 70.
2005







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy