Wpisz i kliknij enter

Metallic Falcons – Desert Doughnuts


„Desert Doughnuts” to tytuł wyjątkowo nieadekwatny do nastroju płyty. Nad jego stworzeniem głowiło się bowiem sześciu śmiałków, niegdysiejszych tęczowych wojowników w składzie: Sierra Casady (CocoRosie), Matteah Baim (pasjonatka sztuk wizualnych i współzałożycielka labelu), Greg Rogrove (Tarantula A. D.), Antony Hegarty (Antony and the Johnsons), Devendra Banhart i Jana Hunter. W wyniku kolektywnej współpracy tej „śmietanki offu” zrodziła się płyta przedziwna, umiejętnie wymykająca się wszelkim klasyfikacjom i niepokornie wystająca rogiem z każdej szuflady. Klimat albumu oscyluje wokół soft metalu, freakfolku, postrocka, eksperymentalnego gospel a chwilami narkotycznego industrialu. Album hipnotyzuje na całe 48 minut i 33 sekundy, jeszcze długo potem pozostawia w stanie błogiej nieprzytomności.
Otwierający utwór „Journey” wypełniony jest odrealnionym, organicznym śpiewem – modlitwą, wydobywającym się z wulkanicznej głębi, z nieokreślonej tajemniczej czasoprzestrzeni. To przejmująca pasyjna bryła ulepiona z zaklęć i modłów, ewokujących aurę tajemnicy i komponującej się z nią grozy. „Airships” z kolei jest przepiękną melancholijną opowieścią, poruszającą sennym, neurotycznym wokalem, wywołującą doznania tak silne, że niemal rozdzierające serce. W następującym po nim „Night Time and Morning” rozhisteryzowana atmosfera łagodnieje, oczyszcza się za sprawą anielskiego głosu Antony’ego i subtelnej barwy Sierry. Ta lekka wokalna mgiełka zabarwiona progresywną perkusją Rogrove’a pojawi się jeszcze w „Snakes and Tea” i „After metal (Sound of Stars)”. Niepokojące, otumanione szepty Baim dopieszczone operową manierą jednej z sióstr Casady wpisują się miękko w chóralne „Desert Cathedral” i mgliste „Disparu”.
Nostalgiczna gitara Davendry delikatnie uspokaja roztrzęsione ciało (kołyszące do snu „Silent Night” i otulające kołdrą dźwięków „Pale Dog”), by po chwili zmrozić na skostniałą aranżacją strun i dzwonków (fascynujące „Berry Metal”). Powietrzne omywa ostre krawędzie akordów, każdy jego kojący pomruk wybija pełen niepokoju rytm („Misty Song”), sunąc nurza się w onirycznych otchłaniach (ambientowy „Ocean”) aż po granice świadomości, gdzieś pomiędzy gorzkawą jawą a snem słodkim jak morelowy mus („Four Hearts”). Nie sposób uwolnić się od „Desert Doughnuts”; muzyka snuje się po kątach mieszkania, przecina myśli, wbija się pod skórę, pozostawia ślady na powiekach. Przeżycie atawistyczne.
2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
ffwd
ffwd
16 lat temu

a komentując płytę: jest świetna

JuBa
JuBa
16 lat temu

Płyta cudna, pełna mrocznych akcentów, przyjemnie niepokojąca.Recenzja również cudna, dzięki mnogości metafor autorce udało się nazwać nienazwane. Superrrrrrrrrrr

ffwd
ffwd
16 lat temu

nieraz myślę, że Administrator strony (pozdrawiam K!) powinien zmienić tytuł tej sekcji z komentuj recenzję na komentuj płytę ; jaki jest sens szukania dziury w całym i przypierzania się do kogokolwiek, o cokolwiek na temat recenzji. ja osobiście nie wpadam tu po to, by doszukiwać się uchybień w tekstach recenzentów (niektórzy sie w tym lubują), ale dowiedzieć się czegoś o muzyce. a zazwyczaj dowiaduję się, czytając bardziej lub mniej udane teksty. o.

ubunoir
ubunoir
16 lat temu

wspaniała płyta. przemawia do mnie dużo bardziej niż jakiekolwiek produkcje cocorosie.

paide
paide
16 lat temu

jeśli zaś chodzi o całość, wyczuwalny w tym opisie jest barokowy przepych, gęstość metafor i opisów, i jak to w barokowości bywa, niekiedy ów przepych może przesycać – w tym przypadku, już tylko jako konsekwencja narastania, spiętrzania wielowątkowości wypływającej po prostu z każdego utworu. [jak sądzę]
– druga recenzja w przeciąg 2 dni… oby tak dalej ;D

paide
paide
16 lat temu

muzyka snuje się po katach mieszkania, przecina myśli, wbija się pod skórę, pozostawia ślady na powiekach… …bardzo udane określenie

Polecamy