Wpisz i kliknij enter

Miasto 1000 Gitar – Czy spotkamy się kiedyś w Odessie?


Na swym poprzednim krążku, zatytułowanym „Vis-a-vis”, grupa Miasto 1000 Gitar zaserwowała nam garść nieco rozstrojonych i chropowatych kompozycji. Momentami całość była mocno niedookreślona, ale ten widoczny brak kontur dodawał tylko materiałowi niebywałego uroku.
Pod pewnymi względami nowa płyta jest powtórzeniem tych samych patentów – nadal jest świeżo i zabawnie. Natomiast da się wychwycić na tym albumie wiele tropów, które świadczą o jakiejś zmianie, nowo obranym kierunku. Na szczęście teksty wyśpiewywane w ojczystym języku Balzaca już się nie pojawiają. Jest jak najbardziej swojsko i zrozumiale, dzięki czemu można bez przeszkód pogrążyć się w odsłuchu.
Na pierwszy plan wysuwają się bardziej zdyscyplinowane niż uprzednio anty-przeboje, czy też – jeżeli można je tak nazwać – „odwrócone” szlagiery. Ich tematem przewodnim wydaje się być mroczna i najeżona paradoksami podróż po nienazwanym mieście, która osiąga na tym albumie kilka momentów kulminacyjnych. Mamy tutaj przecież i beznamiętną rekonstrukcję morderstwa, opartą na relaksujących partiach gitar czy rozmijających się chórkach („i wracam do minionych dni”); zręcznie skonstruowany komentarz do poczynań jazzowej awangardy („jazz nie jest martwy…”), czy też nieśpieszne, niemal kowbojskie ballady. Moją uwagę przykuły przede wszystkim dwa utwory – melodyjnie rozwiązany temat o finezyjnym tytule „co niezwłocznie wytkną goście od recenzji”, sprawiający wrażenie jakiegoś dziwnego post bluesa, i przeprowadzony w eskspresowym tempie, nadający się na singiel sympatyczny wymiatacz „kiedy ostatni raz spotkałem cię”.
Dość trafna okazała się konwencja tworzenia piosenek w pewnym negatywie; wszystko co się tutaj dzieje wydaje się być jakimś odstępstwem od normy – na tyle jednak udanym, aby bez większej dyskusji móc uznać i docenić wyobraźnię muzyków. Czas zresztą pokaże, czy zespół pozostanie jedynie ciekawym przedstawicielem tego, co w niektórych kręgach, dla żartu, bywa nazywane „miejskim folklorem”, czy może też przeobrazi się w odważne i naprawdę ciekawe muzycznie zjawisko. Przy odbiorze tej płyty nasuwa mi się jeszcze jedno – mianowicie, że grupa wciąż czeka na coś w rodzaju w finalnego dotknięcia. Czegoś, co sprawi, że kawałki Miasta 1000 Gitar będą słuchane tylko i wyłącznie ze względu na ich prawdziwą wartość, a nie jedynie przy okazji, jako ilustrujące pewną ciekawostkę na muzycznej mapie Polski.
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy