Wpisz i kliknij enter

Mui – Inside a Moving Machine


Nie wiem czy to najlepsze porównanie, ale – zachowując wszelkie proporcje – dla elektronicznej sceny Włoch projekt Mui zaczyna pełnić taką rolę, jaką dla elektroniki z Polski pełni wrocławski duet Skalpel. Nie chodzi o muzyczny styl, chodzi raczej o wszystkie „reprezentatywne funkcje” i „międzynarodową” wagę obu projektów. Tak jak dzięki Skalpelowi polska, tak dzięki Mui włoska scena jest trochę mniej tajemnicza, trochę mniej egzotyczna. Co więcej, druga płyta duetu [Fabrizio Tropeano i Stefano Dinncecco] jest doskonałym przykładem tego, że geograficzna ignorancja w przypadku nowej elektroniki powoli przestaje się opłacać – do głosu dochodzą artyści z Grecji, Włoch, Meksyku czy małych, acz nowoczesnych europejskich państw [Estonia, Słowenia].
Dzięki Mui możemy więc wykonać ciekawą i pouczającą podróż do Italii, a raczej przemieszczać się ciągle między Mediolanem a Barceloną, tak jak musieli to robić twórcy tego materiału [to właśnie w tych miastach przyszło im żyć w ostatnim czasie]. Nic więc dziwnego, że cały album ma charakter niezwykle podróżniczy, być może moglibyśmy nazwać go albumem drogi – odenisień do ruchu, zmiany miejsca, klimatu, kultury jest tu sporo. Najwięcej jest chyba jednak doskonałych, łączących kilka istotnych inspiracji brzmień, do których duet wciąż stara się podchodzić innowacyjnie i pomysłowo. Wspaniale brzmi tradycyjne instrumentarium [perkusja, pianino, gitara, bas, saksofon, klarnet] podane w elektronicznej oprawie, pełnej delikatnych eksperymentów z brzmieniem, nadającej całości pewnego tajemniczego, intrygującego posmaku. Określeniem obowiązkowym w przypadku tego rodzaju materiałów staje się „post-rock” – duet nie kryje swych inspiracji dorobkiem takich wytwórni, jak choćby Kitty-Yo czy Kranky, czyni to jednak z wielką delikatnością, jednocześnie z dużą energią twórczą – na tym 45-minutowym materiale ciężko znaleźć słabszy moment, tu wszystko zostało dokładnie dopracowane, całości słucha się więc jednym tchem. Podsunięte przez autorów podróżnicze konotacje sprawdzają się bardzo dobrze – „Inside a Moving Machine” posiada specyficzny, melancholijny powiew, zapewne ta muzyka najlepiej sprawdza się właśnie w podróży, doskonale sprzyja zarówno spokojnemu dystansowaniu się, jak i pokonywaniu wszelkich możliwych dystansów.
Tak odważny angaż tradycyjnego intrumentarium owocuje za długo – wystarczy posłuchać bardzo akustycznego w swym wyrazie „Moria” – to jakby zapis występu zespołu, moment, w którym elektronika chowa się gdzieś za kulisy, jednocześnie chwila, w której nikt elektroniki specjalnie nie oczekuje. Bardzo inteligentna, ciepła i spokojna muzyka, bez nachalnych i upartych kombinacji, jednocześnie na tyle ambitna, aby – głównie przy pomocy pianina, czy gitary – przykuć uwagę fanów również nowych brzmień.

2005







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
headreseters
headreseters
18 lat temu

Początek płyty, to jakby wspomnienie Tortoise – Millions Now Living Will Never Die, bardziej stonowane, mniej agresywne, bo bez przesterowanych gitar, z większą ilością akustycznych, ciepłych, miękkich, można rzec latynowskich:/ Jest tu miejsce i na elektronikę (sin parar de juga, phonemeout) i na jazz (39°, sasis). Naprawdę znakomicie się słucha tej płyty.

Polecamy

Nowości z International Anthem

Odwiedzamy katalog chicagowskiej oficyny International Anthem, gdzie ukazały się nowe wydawnictwa Makaya McCravena i Bena LaMara Gaya.