Wpisz i kliknij enter

Nine Inch Nails – With Teeth


Po sześciu niemal latach Reznor powraca z nowym NIN, nową muzyką i pomysłami. Jak zawsze oryginalnymi, pełnymi porażającej energii i emocji. Choć może nie tak świeżymi, jak jeszcze te kilka wiosen temu… Na „Fragile”, poprzednim, przełomowym w dziejach muzyki nowoczesnej albumie, zespół poszedł w stronę muzyki o nieco łagodniejszym charakterze niż wcześniej. Kompozycje pozbawiono charakterystycznego dla wczesnego NIN nieokiełznanego zgiełku, na rzecz przemyślanych, mistrzowsko zaaranżowanych pasaży fortepianów, gitar, perkusji i głosu. Na drugi plan zszedł rytm, niezwykle impulsywny w początkowym okresie działalności grupy. Na „With Teeth”, płycie z jednej strony proywającej, z drugiej nieco uśpionej i udziwnionej, mistrz rocka industrialnego połączył twarde, pulsujące rytmy z niezwykłą melodyjnością znaną z „Fragile”. Rezultatem jest nowa jakość, zdolna wciąż przekonywać o wielkiej wartości Nine Inch Nails w świecie dzisiejszej, pozbawionej zbyt często duszy, muzyki rockowej i elektronicznej.
Pierwszą zauważalną rzeczą jest brzmienie zespołu. Właśnie, zespołu. Tym razem naprawdę już słychać, że inni muzycy mieli coś do powiedzenia. Trent Reznor opracował zupełnie nową formułę swojego projektu, dał miejsce w muzycznej materii dla pozostałych instrumentalistów, chociaż sam pozostaje głównym kompozytorem, autorem wszystkich tekstów i wokalistą. Nieprzejednanym liderem tego muzycznego błogosławieństwa naszych czasów. Mam jednak nieodparte wrażenie, że rozpoczął powolne oddalanie się od głównych świateł reflektorów. Zasłania się muzyką bardziej niż to bywało w przeszłości. I wątpię by ktokolwiek miał powody by na to narzekać.
Pierwszy utwór- „All The Love In The World- to Reznor jakiego jeszcze nie znaliśmy, bądź wcale się nie spodziewaliśmy. Śpiewa bardzo melodyjnie, delikatnie i w sposób bardzo naturalny, płynny i spokojny jak nigdy dotąd. Razem z fortepianem pojawiającym się pod koniec utworu tworzą wspaniały duet. Numer dwa, „You Know What You Are?” to już tradycyjna dla NIN jazda bez trzymanki- oszalała perkusja, krzyk wokalisty i potężne uderzenia w refrenie. Muzyczny chaos, porażająca siła i niezwykle oryginalna energia, właściwa tylko temu jednemu zespołowi wibracja. Po melodyjnym i raczej spokojnym „The Collector” przychodzi kolej na jeden z najlepszych punktów albumu, pierwszy singiel zatytułowany „The Hand That Feeds”. Jednostajny, niemalże mechaniczny rytm, potężne riffy (tak, słychać już tutaj nowe King Crimson) a na ich tle Reznor wykrzykujący bardziej niż śpiewający jeden ze swoich najlepszych tekstów. Wspaniała produkcja, pulsujące niczym w kalejdoskopie dźwiękowe plany, bijące po twarzy uderzenia wszystkich instrumentów, mistrzowskie budowanie i rozładowywanie napięcia. Świetną robotę wykonała tu nowoczesna technologia, nie tylko pod względem modyfikacji brzmień żywych instrumentów. Reznor użył syntezatorów i samplerów w sposób niezwykle ambitny, stworzył nową i wyczuwalną jakość. Jest to z pewnością jeden z najlepszych utworów stworzonych w ostatnich latach. Nie ostatni na „With Teeth”.
„Love Is Not Enough”- numer piąty to kolejna odsłona nowego NIN. Potężne basy i uderzenia perkusji, świetny refren, jeden z najbardziej „nośnych”, jakie udało sie Trentowi napisać. Bardzo mocny punkt albumu. Chwila odpoczynku po emocjonalnej burzy poprzedniej i potężną energią kolejnej kompozycji. Mowa o „Everey Day Is Exatly The Same”, utworze, który jak morska fala wznosi się i opada z sekundy na sekundę, jest jak śpiew niesiony ponad potężnymi falami dźwiękowej głębii stworzonej przez zespół. Kolejny produkcyjny, wokalny, tekstowy i instrumentalny majstersztyk. Klasa sama w sobie, niepowtarzalne artystyczne doznanie. Numer siódmy, podobno szczęśliwy, Reznor zarezerwował dla nagrania tytułowego. Rozpoczyna tradycyjnie perkusja połączona z elektronicznymi dodatkami, gitara i bas budujące opadającą melodię. Genialne rozwijanie nastroju, coraz bardziej zaskakujące wokalne wycieczki Trenta, niemalże „plemienny”, transowy rytm tworzą niepowtarzalną atmosferę rockowego misterium. Coraz bardziej otwiera się przed słuchaczem głębia i potęga tej muzyki. Pozornie odległej, a jednak bardzo ludzkiej. Wydartej z najgłębszych zakamarków duszy twórcy i jego współpracowników.
Numer ósmy to kolejny singiel- najbardziej melodyjna kompozycja na płycie, zatytułowana „Only”. Niezwykle wciągająca praca sekcji rytmicznej, śpiew ocierający się miejscami o melorecytację. Nastrój nieco uspokaja się, czujność odbiorcy zostaje znieczulona, tylko po to by zaatakować ją największym arcydziełem, jakie stworzył zespół od czasu albumu „Fragile”- utworem „Getting Smaller”. Rozpoczynają gitarowe sprzężenia i niemal punkowa gra perkusji, po dołączeniu ostrych gitar i wokalu muzyka unosi się by wybuchnąć w muzycznym orgaźmie refrenu, zbudowanego na potężnych powalających riffach, opadających w dół niczym kolejna morska fala na tym albumie. Słychać tutaj znowu wpływ King Crimson, mistrzowskie połączenie elektronicznych pasaży i gitarowych riffów w zakończeniu, muzyczny zgiełk i chaos, niepowtarzalne i powalające swą mocą tylko w wykonaniu tych dwóch zespołów.
Ostatnie cztery nagrania- „Sunspots”, „The Line Begins To Blur”, „Beside You In Time” oraz „Right Where It Belongs” są już powolnym opadaniem fali w dół, uspokojeniem i wyciszeniem. Nie odkrywają nic nowego, trzymają za to poziom w najlepszym stylu. Wyróżniają sie przede wszystkim dwa ostatnie. Pierwszy, z przejmująco elektrycznymi brzmieniami budującymi paraliżujący wręcz dźwiękowy pasaż i drugi, w którym Reznor śpiewa jakby z drugiego końca pustej koncertowej sali. Atmosfera przypomina tu niektóre nagrania… Toma Waitsa. Ta sama ciężkość i niemalże wyczuwalny w powietrzu zapach papierosów i alkoholu. Doskonałe, oryginalne i frapujące zakończenie tego albumu.
„With Teeth”- najnowsze muzyczne słowo wypowiedziane przez Nine Inch Nails. Grupa ma podobno w zanadrzu sporo nowego materiału. Tak wiele jeszcze w ich wykonaniu możemy usłyszeć- czy to nastrojowe ballady na głos i fortepian; inspirowane rockiem progresywnym monumentalne dźwiękowe monolity, czy też industrialne wycieczki w niepowtarzalny sposób łączące tradycję z nowoczesnością. Wszystko to w wydaniu NIN jest czymś doskonałym. Poruszającym. Pełnym energii. Czymś z zębem.
2005







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
trainman
trainman
18 lat temu

coz, recenzja bardzo przesadzona (sorki radek 😉 ). with teeth to rozczarowanie roku 2005, i bardzo mi z tego powodu zal – coz, nie mozna miec wszystkiego.

Polecamy