Wpisz i kliknij enter

Peepol / Ludzie – Proffesioneller Klang + Live in Porgy and Bess


Jedno jest pewne – to juz nie ci sami Ludzie. Zresztą, są w trakcie przepoczwarzania się w zespół Peepol [czyżby pierwszy krok mający ułatwić karierę międzynarodową?]. Ich nowa płyta sprawia mi problem, powiem od razu, że ten materiał wcale mnie nie przekonuje a nawet napawa obawą. Po kuriozalnych [autoironicznych?] tekstach we represent completly new style i funkujących zawodzeniach w dwóch pierwszych kawałkach zaczyna dziać się coś ciekawego. Ale to tylko chwila, kompozycja nieudolnie stara sie naśladować co żwawsze fragmenty „Sopot Surround”.
Mamy dziwny misz masz: quasi-taneczne bity, strzępy wokaliz, dużo efektów syntezatorowych, rzadko trąbka, jakby troche w deseń soundtracków sprzed paru dekad. Ogólnie wszystkiego jest wiele – ale zsumowanie daje mniejszą wartość niżby oczekiwało się po składnikach. W takich chwilach chce mi się zaskomleć, że nie lubie tego całego postmodernizmu, choć to oczywiście płytka diagnoza. Ale przypuszczam, że twórcy mogą się wymigać, że to taka stylizacja, że retro, że sentyment za szaloną młodością. Nawet to wszystko przyjmując nie można zapominać o jakości. Wydaje mi się, że ten album cierpi na to samo, na co ostatnie dokonanie Deuce. Twórcy oferują nam wiele migotliwych atrakcji, różnorakiego autoramentu, które służą chyba
jedynie odwróceniu uwagi od braku ogólnej koncepcji.
Porcja nowego materiału obfituje też w gościnne występy : MC Marsija [z LocoStar], Bartosz Weber [Baaba], Macio Moretti [wiele by wymieniać], użyto też scieżek nagranych przez Jacka Oltera. Być może się czepiam, ale te występy, choć muzyce nie szkodzą, wcale jej jakoś nie pomagają. Obawiam się, że jak wszyscy będą zapraszać do swoich nagrań bliższych i dalszych znajomych, to w końcu każdy zespół będzie brzmieć tak samo i nie będzie różnicy, czego się słucha. To wtedy już lepiej nie słuchać niczego. Inaczej wygląda sprawa z częścią koncertową zarejestrowaną w wiedeńskim klubie Porgy & Bess. Jest to nie tylko gratka dla fanów poprzedniej płyty, którzy, tak jak ja, będą mieli dość frajdy z wyłapywania smaczków [och, jak cudnie doprawili kompozycję Sopot Surround, nie gubiąc nic z jej atmosfery]. Materiał broni się również sam w sobie. Jest tu wszystko, czego brakuje w części „Proffesioneller Klang” – czujność, przestrzeń, uwaga, dialog, emocje. Tam jakby wykonawcy ścigali się na ilość dźwięków, jakby nie zważali na siebie, nie myśleli o brzmieniu całości. Na żywo na szczęście przypomnieli sobie zbawczą często metodę – less is more. Nie ma się wrażenia zbędnych elementów, a skupienie wcale nie przeszkadza w graniu z werwą, polotem. Dobrym przykładem jest track „Every hip hop” – gdzie na początku ogrywany jest przez zespół jeden z kawałków z solówki Bunia „Lo-fi symphony”, który przechodzi w delikatne droczenie się z tematem „Nie zakładaj nic z góry”. Jest to jeden z wielu momentów, kiedy radość muzyków z grania jest podzielana przez słuchacza – radość z gry. Dowodzi to jakości materiału, który właśnie tak testowany – rozkładany, atakowany, brany z zaskoczenia – koncertowo pokazuje swój potencjał.
I to jest ten problem: gdyby podejść przyziemnie, ilościowo – „Proffesioneller Klang” to tylko około 25 minut z ponad 70. Oznaczałoby to, że większość muzyki na albumie jest dobra – czyli, że można śmiało kupować. Ale to jedna kwestia, mnie męczy też sprawa dalszych losów zespołu. Życzę mu jak najlepiej, wcale nie chcę wyjść na ortodoksa, który ukochał sobie poprzednie brzmienie i klimat Ludzi i teraz w rejtanowskim geście blokuje bramy rozwoju artystycznego. Jednak mam wrażenie, że zespół odsłonił się jakoś w pół drogi do nowej formy. Bez dopracowania, przemyślenia i całościowej wizji.
2004







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy