Wpisz i kliknij enter

Philipp Weigl – Monsters


Zdarza mi się nie mieć ochoty na żadną z dostępnych na wyciągnięcie ręki płyt. W dni takie jak tamten wtorek jakiś dajmy na to, dawno temu, wszystko było nie na miejscu, a dobrze znane i lubiane dźwięki, zlepy, ciągi – irytowały. Podczas spaceru po sieci trafiłam na “Monsters” Philippa Weigla. Niedługo minie rok, od kiedy materiał ten ukazał się nakładem wytwórni Thinner, której większości przedstawiać nie trzeba. Niespodzianką natomiast okazało się to, że w netlabelu specjalizującym się w minimalno – dubowych brzmieniach pojawiła się pozycja wokalna.
Na muzykę pochodzącego z Monachium Philippa Weigla wpływ miało zamiłowanie do instrumentów klawiszowych i klimaty wytyczane przez Bjork, Portishead czy Radiohead. Próżno jednak szukać u niego czytelnych nawiązań do wymienionych artystów – Weigl już kilka lat temu obrał indywidualną, liryczno-elektroniczną ścieżkę, miękką i dość charakterystyczną, by porównać choćby podobnie brzmiącą, poprzednią epkę “Silently Moving”, wydaną przez Legoego.
Tym razem otrzymujemy album, na który składa się osiem wyważonych, spokojnych kompozycji. Wszystkie zaaranżowane tak, aby powoli, uwodzicielsko wprowadzić słuchacza w trans. Utwory pobrzmiewają przestrzennym ambientalnym tłem, pulsują niespiesznym beatem, który jednak nigdy (poza moim faworytem “Wrapped”) nie jest elementem dominującym. Wszystko przenika się nawzajem, melancholia zlewa się tu z jasnymi, ciepłymi promieniami melodii, z którą współgra głos Weigla, deklamującego inspirowane twórczością Nicka Cave’a poetyckie miniaturki, migawki z odrealnionego dnia codziennego, stwierdzenia-symbole, choćby jak w “Unrelated”. Zdania-obrazki, zdania z ironiczną puentą, przedsenne wewnętrzne lęki-potwory. Każdy tekst złożony jest z wielokrotnych powtórzeń, Weigl czasem długo odwleka dalszy ciąg, dawkuje napięcie, momentami można się wręcz zniecierpliwić (“no i co do licha z tym listem, który znalazłeś w swojej torbie?!”). Całość brzmi jak sen, przetykany przesterowanymi klawiszami, pianinem, ni stąd ni zowąd pojawiającą się gitarą (jak w tytułowym “Monsters”). To sen, w którym płynnie zmieniają się nastroje – nostalgia “Inside The Field” znika, gdy poddamy się hipnozie zamykającego płytę “Lifted”. Jest to jednak delikatność matematycznie obliczona, jej elementy rozłożone są równo z taką precyzją, że momentami brakuje pierwszego planu. W takiej harmonijnej elektronice tkwi pewna pułapka, na dłuższą metę płyta może przecież nużyć. Jednak w moim odczuciu Weigl z owego uporządkowania składowych czyni atut, rezygnując z jakichkolwiek wrażeń wyskokowych czy fajerwerków, bardzo umiejętnie wciąga w swój fantasmagoryczny, pulsujący świat.
Zaczarował mnie oszczędną melodyką, ciepłem i tekstami powtarzanymi jak mantra, i ani się obejrzałam, a już oddychałam w rytmie tej muzyki. “Potworów” nie należy słuchać, gdy tryska się energią. Należy po nie sięgnąć jak po kubek kakao po średnio udanym dniu, gdy się pada z nóg, ale ma się jeszcze siłę sięgnąć po słuchawki.
2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
ania k.
ania k.
16 lat temu

ostrzegałam, że może nużyć. ale pofatygowanie się by choć musnąć uchem polecany materiał, jest dla mnie komplementem…reszta to kwestia gustu, a i z pewnościa osobistego nastawienia.

vesper
vesper
16 lat temu

smętne to

lena
lena
16 lat temu

Recenzja świetna. Subtelna, a zarazem jakaś taka majestatyczna, zachęcająca do zgłębienia wszystkich mrocznych tajemnic sennego (ale na pewno nie nudnego) świata potworów. Nic tylko: dzień dobry panie Weigl na dobranoc:)

Polecamy

3 pytania – Lilli Kane

Lilly Kane, chińska artystka, która dziś wydaje debiutanckie EP w Intruder Alert, odpowiada na nasz tradycyjny zestaw trzech pytań.