Wpisz i kliknij enter

Recloose – Perfect Timing

Nic więc dziwnego, że młody artysta poszedł za ciosem – po serii singli, zadebiutował w 2002 roku znakomicie przyjętym albumem „Cardiology”. Jeszcze przed opublikowaniem tej płyty, będącej jakby podsumowaniem jego klubowych fascynacji, Chicoine przeprowadził się do Nowej Zelandii, by tam zdecydować się na powrót do swych muzycznych źródeł – „czarnej” muzyki w różnych jej postaciach. Efektem tego był wydany w 2005 roku album „Hiatus On The Horizon”, który pokazał, jak finezyjnie artysta potrafi łączyć „żywe” i elektroniczne brzmienia. Aby promować krążek, Chicoine powołał do życia ośmioosobowy Recloose Live Band i wyruszył z nim w tournée po całym globie.
Nowa płyta Matthew Chicoine stanowi przeniesienie koncertowej ekspresji jego zespołu do studia. Tym razem niewiele tu elektroniki – na plan pierwszy wysuwają się „żywe” instrumenty oraz gościnnie występujący wokaliści. Zapewne dlatego „Perfect Timing” dedykowany jest muzyce funk – w różnych jej odmianach.

Większość utworów z krążka wyrasta z fascynacji jego autora twórczością gwiazd gatunku z lat 80. – Prince`a czy Cameo. Mamy tu więc nieco spokrewnione z electro motoryczne bity, które wspierają gięte pochody mocnego basu („Robop”), uzupełniane melodyjnie pobrzękującymi partiami syntezatorów o organicznym brzmieniu („Can It Be”) i rytmicznie kumkającymi akordami elektrycznej gitary („Emotional Funk”). Nad wszystkim tym unoszą się pełne żaru zmysłowe wokale – w wykonaniu zaproszonych wokalistów, w tym ekspresyjnej piosenkarki o pseudonimie Tyna („So Cool” czy „The Sanctuary”).
Oddechem od tych porywających do tańca nagrań, są utwory otwarcie flirtujące z jazzem. Tutaj pojawiają się wolniejsze rytmy, raz o breakowym („Solomon`s Alive”), a kiedy indziej o wręcz swingowym („Red Road”) groovie, które niosą soczyste partie organów Mooga i Hammonda oraz finezyjne zagrywki sekcji dętej. I tutaj nie brakuje wokali – choćby świetnie zestawionego ze sobą duetu Justin Chapman i Genevieve Marentette („Red Road”).

A w finale – coś do przytulania. „Deeper Waters” brzmi tak, jakby wymruczał je sam Barry White (w rzeczywistości śpiewa tu Joe Duke), a „Daydream” z powodzeniem mogłoby się znaleźć w repertuarze Anity Baker. Jazz łączy się w tych piosenkach z soulem i funkiem, kojąc subtelnymi dźwiękami akustycznych instrumentów – w tym pięknie wykorzystanym pianinem, na którym zagrał Jonathan Crayford.
„Perfect Timing” może z powodzeniem kandydować do funkowej płyty roku. Czy są jacyś inni konkurenci?
sonarkollektiv.de | myspace.com/sonarkollektiv | recloose.com | myspace.com/recloose
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy