Wpisz i kliknij enter

Thom Yorke – The Eraser


Swoim pierwszym solowym krążkiem Thom Yorke stara się wziąć udział w kilku istotnych obecnie dyskursach, wszystko to czyni jednak za pomocą niewinnych, nieco bajkowych brzmień i aranżacji. To niecodzienne zestawienie daje zaskakująco naturalne efekty, i nie ma wątpliwości, że wszystko to dzięki wyjątkowym cechom głównego bohatera – jego barwie głosu, umiejętnej artykulacji, w końcu zdolnościom kompozytorskim. Ta płyta miała prawo zabrzmieć tak dobrze tylko w wykonaniu lidera Radiohead. Nikt inny nie dałby rady tego zrobić.
W nastrój albumu świetnie wprowadza okładka, przypominająca ilustrację do jednej z dziecięcych bajek. Oto jeszcze jeden, skazany na porażkę tajemniczy bohater próbuje przeciwstawić się falom zła, których zdaje się być coraz więcej. Śpiewając o wojnie w Iraku, globalizacji bądź ekologii Yorke stawia się jednocześnie – z premedytacją – gdzieś na marginesie wspomnianych światowych dyskursów. Nie krzyczy, nie przekonuje na siłę, ot stara się jedynie po cichu wypowiadać własne zdanie. Towarzyszą mu głównie elektroniczne, niezwykle delikatne dźwięki, do dna przesycone duchem i harmoniami radiohead. Nie ma co ukrywać – bohater z okładki skrywa pod czarnym kapeluszem wielką radiową głowę; ja sam cały album nazywam sobie „Kid B”, tak bowiem mogłaby brzmieć muzyka zespołu, gdyby po nagraniu genialnej „Kid A” wybrał stricte elektroniczną ścieżkę.
Dzięki „The Eraser” jesteśmy również w stanie okryć nieco więcej tajemnic fenomenu, jakim od lat pozostaje brytyjski kwintet. Dane nam jest poznać, posłuchać, przyjrzeć się z każdej strony niezwykle ważnemu elementowi tej niezwykłej maszyny – coś podobnego mieliśmy okazję przeżywać przy okazji premiery krążka „Bodysong” Jonnego Greenwooda. Tak jak jednak gitarzysta Radiohead nagrał album eksperymentalny, tak Yorke stara się trzymać piosenkowej formy. Swoim kompozycjom wokalista nadał mocno elektroniczny sznyt – cały ten album zdaje się być odpowiedzią na wszystkie nowobrzmieniowe inspiracje, do których Yorke przyznaje się często i chętnie. Mamy więc lekkie, avant-popowe aranże zbliżające się do dorobku Lali Puny, mamy ciepłe automaty przypominające wybrane nagrania To Rococo Rot, otrzymujemy również przepiękne elektroniczne zestawienia, w których gdzieś tam pulsuje duch Boards of Canada. W to wszystko producent Nigel Godrich umiejętnie wplótł przejmujący wokal Yorke’a, którego barwa i możliwości są tutaj największą wartością. Świetnym przykładem „Atoms for Peace” – poruszający, przepiękny utwór, na który czeka się właściwie od początku tego albumu. Wydaje się, że właśnie w tym miejscu, w okolicach trzydziestej piątej minuty Yorke pokazuje znacznie więcej, niż w swoim macierzystym zespole.
Podobno krążek ten powstał z nudów – Yorke chciał się przekonać, czy uda mu się samodzielnie stworzyć jednorodną muzyczną całość. Udało się – „The Eraser” to spójny, inteligentny projekt, w którym znajdziemy tyle samo błyskotliwości, co i pokory. Sam Thom Yorke robi się powoli nieznośnie dobry we wszystkim, czego się tknie. I naprawdę nie musi się już chwytać niczego, poza muzyką. Taką muzyką.
2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Proxima Centauri
Proxima Centauri
15 lat temu

Płyta wzruszająca, poruszająca i szalenie wiarygodna – po jej przesłuchaniu nabrałam jeszcze większego respektu do Yorka.

Notabene, warto zwrócić na „The eraser: remixes”, wydaną jakiś rok potem też przez XL – doskonale uzupełnia to dzieło.

tampionus
tampionus
17 lat temu

slaba plyta, nie rozumiem zachwytow. slaba elektronika, slabe sample, slabe brzmienie, slaba aranzacja, slaba produkcja. jedynie wokal daje rade.

uzumakishadow
uzumakishadow
17 lat temu

Black Swan i Horrowdown Hill są wspaniałymi kompozycjami i chociażby z tego względu warto tą płytę mieć. Na resztękawałków przyjdzie pora. Na chwilę obencąte dwa wałkuję non stop.

mad jack
mad jack
17 lat temu

płyta wspaniała, przesłuchałem jej 7 razy pod rząd, powala swoją łagodnością i miękkością, 41 minut cudownej muzyki…mój faworyt to Black swan

Aes
Aes
17 lat temu

A cytat dotycząco okładki to chyba ten:
Very well. Sea, cried Canute, I command you to come no further! Waves, stop your rolling!. Surf, stop your pounding! Do not dare touch my feet!

yesyouare
yesyouare
17 lat temu

ów skazany na porażkę tajemniczy bohater to King Canute, która to demaskacja niech nie odbiera mu tajemiczości, bohaterstwa, ani skazania na porażkę we władaniu wodami oceanu

czupakabrass
czupakabrass
17 lat temu

ta, plyta swietna. po pierwszym przesluchaniu,chce sie to zrobic nastepny raz,po tym jeszcze raz.. i nie wiesz juz czy chcesz sie jej nauczyc na pamiec, czy sie uzalezniasz jak od sexu po viagrze :))

T.a
T.a
17 lat temu

Rozumiem w pełni przychylność autora, choć sam oceniłbym płytę z mniejszym entuzjazmem. Ciekawostka, Atoms For Peace uważałem od początku za najsłabszy utwór w tym zestawieniu 0_o.

Polecamy