Wpisz i kliknij enter

Thomas Fehlmann – Honigpumpe


Thomas Fehlmann – muzyk, wydawca, animator. I dalej: weteran, kombatant, żywa legenda niezmiennie poszukującej elektroniki. Z pochodzenia Szwajcar, który na początku lat 80 zamieszkał w Berlinie, aby niedługo potem stać się jedną z najważniejszych postaci tamtejszej sceny. Wystarczy wspomnieć nazwiska i projekty, z którymi Fehlmann nagrywał: znajdziemy tu zarówno Jörga Burgera, Wolfganga Voigta, Moritza von Oswalda, znajdziemy też Alexa Pattersona, z którym od jakiegoś czasu Fehlmann współtworzy słynny projekt The Orb. Dorobek wyjątkowy, zapierający dech. A tymczasem: kolejna płyta solowa.
Fehlmann rozpoczął swój flirt z elektroniką jakieś dwadzieścia lat temu. Dziś to już poważny związek, mający za sobą zarówno chwile wyjątkowe (głównie w latach 90), jak i kilka mniejszych bądź większych kryzysów. Dziś artysta zdaje się cieszyć elektroniką niemal tak samo, jak dwie dekady temu. „Honigpumpe” powstawało podczas trasy, w którą Fehlmann wybrał się po sporym okresie koncertowej ciszy. Poskutkowało – jego nowy krążek zaskakuje świeżością, całym workiem sprawdzonych pomysłów, jednocześnie znakomitą, dopieszczoną produkcją (masteringiem zajął się tu sam Stefan Betke). Co więcej, „Honigpumpe” jest świetnym dowodem na to, jak wielki wpływ ma wrażliwość Fehlmanna na brzmienie prezentowane obecnie przez The Orb. Bardzo blisko tu do wydanej dwa lata temu płyty „Okie Dokie Its The Orb On Kompakt” – niektóre utwory zdają się być niemal naturalną kontynuacją nakreślonych tam pomysłów. I co? I bardzo dobrze – nie zapominajmy, że Fehlmann w swej dziedzinie osiągnął poziom mistrzowski: nie musi wciąż zaskakiwać, aby nie nudzić. Po prostu z rozkoszą zdaje się pławić w ulubionych, rozległych przestrzeniach, na przemian zapadających się w głęboki, melodyjny pop-ambient oraz w bardziej taneczny, podskórny puls. Całość przypomina miły w dotyku, elektroniczny puch, daleki jednak od jakichkolwiek mdłości. Proporcje wyważone tu zostały z wielką precyzją, sam nastrój potrafi zmienić się w obrębie jednej kompozycji (vide jeden z najlepszych na płycie „T.R.N.T.T.F.”), wpływając na słuchacza równie dyskretnie, co skutecznie.
„Miodowa pompa” jest więc świetnym dowodem na wysoką formę Thomasa Fehlmanna – nieco już statecznego, doświadczonego, jednocześnie bardzo pewnego siebie i swoich umiejętności. Swoim najnowszym albumem muzyk ze spokojem oprowadza nas po lądzie, którego swego czasu był jednym z najaktywniejszych odkrywców. A nam pozostaje patrzeć, i – rzecz jasna – słuchać.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy