Wpisz i kliknij enter

Thomas Stronen – Pohlitz


Uznany perkusista, który by nagrać swój pierwszy solowy album porzuca w ogóle dotychczasowy, zwyczajny zestaw perkusyjny – to można jeszcze całkiem łatwo zrozumieć. Ale – jak twierdzi jest to wciąż płyta zupełnie „perkusyjna”. Czyżby to nie jakaś ekstrawagancja, hochsztaplerstwo?
Thomas Stronen jest instrumentalistą doświadczonym [obecnie znajduje się choćby w składzie Food], należy mu więc zaufać. Tym bardziej, jeśli ktoś zna jego genialną produkcję „Humcrush”, stworzoną ze Stale Storlokkenem. Chociaż to również wyostrza apetyt i winduje oczekiwania. No ale, od kiedy „Pohlitz” ujrzała światło dzienne, nie trzeba przywoływać na jej obronę przeszłych ‘zasług’ twórcy. Album został pomyślany jako próba wydobycia nieznanego oblicza gamelanu, nieznacznie wspartego elektroniką.
Nowość w podejściu do tradycyjnego jawajskiego zestawu instrumentów polega na tym, że tutaj gra na jego elementach jeden człowiek. Tak więc nie będzie to brzmienie całej tej orkiestry, podziwianie jej zgrania, ale skupienie się na wartościach brzmieniowych pojedynczych instrumentów. W ogóle wydaje mi się, że tej płyty należy słuchać jako zapisu pewnej przygody artysty z tworzywem dźwiękowym. Stronen zwraca uwagę słuchacza na materię, sugeruje to choćby przez tytuły – „Heterogeneous Substances”, „Ingenious Substances”. Zresztą ten pierwszy tytuł nosi utwór otwierający album i jest on jakby pytaniem, czy te substancje faktycznie są niejednorodne? Mam tu na myśli instrument i elektronikę, a jeśli są – to czy można je połączyć? i z jakim skutkiem?
Ale to też nie tak, że muzyk wrzuca nas w wir swoich nieporadnych pomysłów, szkiców i prób. O nie, on dokładnie wie, dokąd zmierza. Tak więc zapoznawanie się z tą płytą nie będzie bezcelowym błąkaniem się po terra incognita. Na szczęście oprowadza nas doświadczony przewodnik, który sam ten świat dźwięków wykreował. Nie jest to szalony naukowiec – odludek z ambicjami demiurga. Raczej badacz zaciekawiony, jakie to jeszcze rejony czekają na odwiedzenie. Thomas Stronen wystawił swoje pomysły kompozytorskie na próbę – nie wahał się porzucić instrumentu, by przenieść swoje myślenie na większy ekwipunek. Spokojnie, wiedział, co robi.
Płyta nie jest z cyklu tych powalających, nie ma na niej hitów. Jednak przekonuje jako całość, zarówno w partiach, gdzie gamelan dominuje i tworzy transową atmosferę, głównie przez korzystanie z repetetywności, jak też w kompozycjach takich, jak „Lavoisier” (poświęcony ojcu nowoczesnej chemii). W tym utworze Stronen ciekawie wyzyskuje dla siebie estetykę „mikro-dźwięków”, miesza substraty ze znawstwem i reakcja syntezy obu typów dźwięków zachodzi bez przeszkód. Jest to jeden z najfajniejszych momentów „Pohlitz”, który ma nawet coś w rodzaju „groove’u”.
Ciężko to do czegoś przyrównywać – mi skojarzył się Burnt Friedman i jego koronkowe ozdobniki. Albo gdyby tak Noon spróbował tworzyć delikatne, wiosenne kompozycje? Pewnie nie wyzbyłby się swego spleenu i mogłyby powstać takie utwory – lekkie, ale przełamane jakimś cieniem niepokoju.
2006







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy