Wpisz i kliknij enter

Warren Suicide – Requiem For A Missing Link


Jego trzon stanowi duet – Patrick „Nackt” Christensen i Patricia „Cherie” Peters. Mocno zakorzenieni w berlińskim undergroundzie, od 2003 roku realizują swe kolejne projekty, łącząc w nich różne dyscypliny sztuki – od muzyki przez plastykę po teatr. Dwa wydane przez Warrena Suicide albumy, zaklasyfikowały formację jako nieustraszonych eksperymentatorów, mieszających w swych nagraniach dźwięki z różnych gatunków.
Nie inaczej jest z najnowszą płytą grupy, opublikowaną przez berliński Shitkatapult. Początkowo wydaje się, że mamy do czynienia z klasycznym electroclashem: sprężyste bity wsparte potężnymi pochodami basu niosą brzęczące loopy, nad którymi górują zawadiackie wokale Christensena i Peters („Sometimes”). Ale z czasem zaczyna się pojawiać coraz więcej niepasujących do tej układanki elementów: sielskie partie akustycznej gitary i kosmiczne pasaże syntezatorów zasłyszane we wczesnych nagraniach Pink Floyd („The Master”), warczące linie przesterowanego basu wywiedzione z dokonań zespołów Neu Deutsche Welle w rodzaju Gorilla Aktiv („The Cage”), a nawet industrialne bębny podsłuchane w dawnych produkcjach Ministry („Knock Knock”). Cała ta electroclashowa konstrukcja rozpada się doszczętnie, gdy Christensen i Peters wprowadzają do kolejnych kompozycje zupełnie niespodziewane dźwięki – dramatyczne smyczki z muzyki współczesnej („Run Run”) czy breakcore`ową bombardierkę ciężkimi bitami („Home”).

Wtedy staje się oczywiste, że Warrena Suicide stać na wszystko. Dlatego po pewnym czasie nie dziwi już słuchacza, że siarczysty electro-punk („What Did We Do?”) sąsiaduje tu ze smolistym hip-hopem o industrialnym brzmieniu („Oh Baby”), a łupane schlager techno nagle gubi swój marszowy rytm, oddając pole sennym wokalizom, nostalgicznemu fortepianowi i posuwistym smyczkom („Too Old For For Suicide”). Muzyczne szaleństwo zespołu znajduje swą kulminację w finale albumu. „Good Morning Lord” to ekstatyczna improwizacja, której nie powstydziliby się mistrzowie kraut-rocka z Can. Rozmarzone wokalizy spotykają się tu z cyrkowymi organami, dixielandowe dęciaki – z potężnymi salwami bębnów spod znaku wczesnych Swans, a Zeppelinowe riffy gitar – z toksycznym noisem. Kiedy niknie ta zbudowana na kontrapunktach rozbuchana wrzawa, pojawia się ostatnie nagranie – „Back In 5 Minutes”: cichy strumień niepokojącego szumu…
„Requiem For A Missing Link” to opus magnum Warrena Suicide. Karkołomne, ale odważne połączenie electro, punku, psychodelii, industrial, noise`u i rocka. Coś, co mogłoby być idealnym soundtrackiem do surrealistycznego snu Salvadore Dali. Szef wytwórni Shitkatapult – T. Raumschmiere – musiał poczuć zazdrosne ukłucie w sercu po przesłuchaniu tego materiału. Wszak i on eksperymentuje na podobnym polu. Ciekawe, czy zapowiadany na jesień jego nowy album – „I Tank You” – będzie odpowiedzią mogącą stawić czoła muzycznemu rozbuchaniu Warrena Suicide?
shitkatapult.com | warrensuicide.com | myspace.com/shitkatapult | myspace.com/warrensuicide
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy