Wpisz i kliknij enter

Wolf & Cub – Vessels


Utalentowani szczęściarze. Debiut i to od razu pod skrzydłami 4AD. Producent też nie byle jaki: Tony Doogan, współpracujący dotąd m. in. z Belle & Sebastian czy Mogwai. O jakim projekcie mowa? Oczywiście Wolf & Cub, w którego skład wchodzą Joel Byrne, Thomas Mayhew, Joel Carey i Adam Edwards, co równa się paranoicznemu wokalowi, brudnym i wrzaskliwym gitarom, nieokiełznanym bębnom. Nazwę zaczerpnięto z ulubionej mangi zespołu – „Lone wolf and cub” – zaś tytuł nasuwa skojarzenie z londyńskim koncertem Bjork. Wszystkie te informacje podsycają ciekawość, z jaką otwieram barwne opakowanie albumu. Ale jak smakuje sama płyta?
To istna „uczta Babette” smaków – dźwięków, pogłosów, strunowych wariacji w wykwintnej, zmysłowej i przemyślanej formie. Zaproszenie do stołu w formie paranoicznego genesis (tytułowe „Vessels”) przechodzi miękko w doskonałe, rytmicznie, pachnące rozluźnieniem i błogością mikstury rosy i deszczu („This mess”). Pojawia się neurotyczna „Rozalia Bizarre” – chichocząca, tańcząca na stołach, rozbijająca butelki whisky na głowach kelnerów, rozdygotana. Pot kapie z jej czoła, więc schładza się dietetyczną colą. Rozrzuca zmierzwione włosy i otwarta dłonią rozmazuje czerwień ust na całej twarzy. Jeśli chcesz zobaczyć ją gdy śpi, przyjrzyj się okładce i wsłuchaj w rozleniwioną symfonię czułych basów, zaklętą w muślin ospałego wokalu Joela Byrne’a („Hammond”). Posłuchaj symbiotycznego duetu Byrne’a z Monicą Queen („March of clouds”, które przywodzi na myśl „Meds” – w rolach głównych Brian Molko i Alison Mosshart z The Kills). Otumanieni mnogością smaków i zapachów ulegamy muzycznej fatamorganie odrealnionych, depresyjnych strun, tabuizujących swobodny odbiór dźwięków, lecz narzucających im narkotyczną reakcję (niespokojne „Kingdom” i burzliwe „Seeds of doubt”). Ktoś przypadkiem otworzył kuchenne drzwi, skąd dobiega namiętna suita trzasków, wyładowań elektrycznych, bulgotu wrzątku, odgłosów zagubionych fal radiowych, łapania oddechu i miażdżonych skorupek jajek („Conundrum”, zainspirowane fantazją Miry Calix i chłodem Biosphere).
Danie główne głośno zaznacza swoją obecność. Jest ostre i surowe, doprawione schizofrenicznym wrzaskiem („Steal their gold”). Ociekający łagodnością deser („Vultures”) spaja dzieło terapeutyczną, niemal mesmeryczną klamrą. Uczucie głodu nie istnieje. Pozostał wilczy apetyt na kolejne atawistyczne uczty zmysłów.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
autorka
autorka
16 lat temu

a Ciebie gramatyki, otwarty umyśle!

get
get
16 lat temu

moze by tak dealer nauczylby cie pisac recenzji….

autorka
autorka
16 lat temu

mam wyłączność na tego dealera;)

kim
kim
16 lat temu

ulegamy muzycznej fatamorganie odrealnionych, depresyjnych strun, tabuizujących swobodny odbiór dźwięków…niezle niezle, daj namiary na swego dilera…

kim
kim
16 lat temu

ulegamy muzycznej fatamorganie odrealnionych, depresyjnych strun, tabuizujących swobodny odbiór dźwięków…niezle niezle, daj namiary na swego dilera…

K
K
16 lat temu

odrobinę przerostu formy nad treścią. heh, to bardziej niż recenzja pasuje na jakiś tekst literacki ;>

paide
paide
16 lat temu

Dominiko, historia gęsta od rozbudowanych zaułków; i wydaje mi się niekiedy niesamowitym, że mogłabyś tak wiele w muzyce zobaczyć, że w sumie nie koncentrowałabyś się na tym co w niej obserwujesz/słyszysz, ile raczej na samym widzeniu/słyszeniu. Odczuwam lekki przesyt.

japan monster
japan monster
16 lat temu

no ja wiem….na gitkach tną chłopy (przynajmniej na 1 LP) z Australii, i Vessels to nie debiut…

kim
kim
16 lat temu

powiem szczerze nic nie skumałem z tej recki nawet nie wiadomo czy woldandcub graja na gitarach czy na garnkach. texty w stylu mixtura deszczu i rosy, rozbijanie butelek to jakas igraszka słowna.

Polecamy