Wpisz i kliknij enter

howie b – Last Bingo in Paris


Wydana w 2001 roku płyta „Folk” była udaną próbą rozwijania piosenkowej konwencji, była znakomitym pomostem między popem a eksperymentalną elektroniką. Nie bez powodu to właśnie „Folk” uznaje się za najciekawszy album w dorobku Howarda Bernsteina – szkota ukrywającego się za pseudonimem Howie B. Ma to swoje dobre i złe strony – do tych ostatnich należy chociażby „przekleństwo punktu odniesienia” – każda kolejna produkcja Howiego siłą rzeczy porównywana będzie do „Folk”, nawet jeśli – i tak jest w przypadku „Last Bingo in Paris” – będzie projektem z zupełnie inne beczki.
Można powiedzieć śmiało, że pomysł na nagranie „Last Bingo in Paris” zrodził się w głowie Howiego przypadkiem. Oto bowiem francuska wytwórnia MK2 Music, specjalizująca się raczej w filmowych DVD, poprosiła artystę o stworzenie trzeciej części serii „Stereo Pictures” [jeden z niewielu muzycznych projektów MK2, coś na wzór cyklu „Dj Kicks”]. Howie B sam mówi o sprawie: „Pomyślałem, że wykupienie praw do użycia 15-20 kawałków innych artystów może kosztować więcej, niż zrobienie autorskiego albumu”. W rezultacie Howie zrobił miks – złożony jednak z własnych, nowych kawałków. Artysta postanowił nawiązać do jednego ze swych ulubionych filmów – „Last Tango in Paris” Bernardo Bertolucciego [1972], tworząc scenariusz własnego, wyimaginowanego obrazu i tworząc do niego ścieżkę dźwiękową. Tak powstał materiał na „Last Bingo in Paris” – płytę brzmieniowo nawiązującą do starszych nagrań Howiego. Szczerze mówiąc – niewiele tu filmowych dźwięków, jest za to sporo niezłej, solidnej elektroniki, odwołującej się do brzmień połowy lat 90. Howie wraca do klimatów znanych z jego debiutu – „Music for Babies”, choć nowy krążek jest dużo bardziej dynamiczny, potrafi trzymać w napięciu, momentami – tak jak w przypadku „Girkin Madness” – porwać słuchacza zupełnie. Podobnie jak wczesne produkcje artysty – „Last Bingo in Paris” jest albumem instrumentalnym [samplowane wokale pojawiają się niezwykle rzadko], zupełnie innym niż wspomniany „Folk”. Czy równie udanym? Trudno powiedzieć, może lepiej poprzestać na stwierdzeniu: solidny.
Powroty do lat 90 bywają ryzykowne – przekonał się o tym niedawno Moby, wydając kompletnie nieudany krążek „Baby Monkey” jako Voodoo Child. Howie na szczęście nie idzie tropem Richarda Halla – „Last Bingo in Paris” nie poraża archaicznością, przeciwnie, pozwala zaczerpnąć chwilowy, świeży oddech.
2004







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy