uwielbiam poznawać ludzi właśnie przez muzykę, jaką grają. kiedy kogoś poznaję i zaprzyjaźniam się, to właśnie najlepszym przypieczętowaniem nowej znajomości jest wspólne nagranie piosenki. – powiedział raz howie b, i album „folk” jest właśnie zapisem kilku nowych przyjaźni artysty. śpiewają tu między innymi robbie robertson, prune gavin friday i karmen wiyjnberg, dla których howie b napisał dość „rozklekotane” w swej strukturze piosenki. i właśnie dzięki łamaniu typowo piosenkowych zasad, mieszaniu różnorodnych styli [mamy tu i hip hop, i soul, i folk tytułowy, również dziwaczne, ambientowe dźwięki] howie uzyskłał intrygujący, pociągający efekt. zaczyna się od latynosko – ambientowych klimatów [„making love on your side” – dość odważnie, jak na początek], potem muzyka zaczyna się rozkręcać [świetne „all this means to me” i „musical mayday”], aby pod koniec wprawić słuchacza w poczucie zupełnej dezorientacji [hip hopowy „my wee cod piece”, zaraz potem dziwaczny, eksperymentalny „tap dancer”]. post-modernistyczny dźwiękowy eklektyzm, gdzie nic do siebie nie pasuje, a jednak wszystko razem tworzy jakąś dziwną, zaskakująco spójną całość. pop dwudziestego pierwszego wieku? eksperyment z piosenkową formą? zabawa? żart? po prostu świetny, nowoczesny album.
2001
Witam,
słyszałam tylko „Teardrop”, który przypomina mi nieco dokonania nurtu „DCD” „Ennyi” i „Cocteau Twins” – o dekadę wcześniejsze.
A czwarta rano wydobywa z człowieka to, co w nim siedzi cały czas 😉 tylko przykryte tonami spraw do załatwienia…
najlepsza płyta lat 90tych
„Mezzanine to płyta, która zmieniła oblicze pionierów trip-hopu nadając im nowe, mroczniejsze, surowsze i donośniejsze oblicze.” – hahahah. To nie trip-hop – to mrok-hop !
jezu, jakie emo.
Album jest obłędny! Niepokój, mrok, hipnoza, a zarazem subtelność i powiewność. Muzyka Massive Attack ma duszę i wyobraźnię, dlatego tak łatwo można ulec jej urokowi, czego dowodem jest ten album.Mrok to zmysłowość…
dla mnie znakomita jak kazda plyta massive nic dodac nic ujac;]
plyta znakomita, ale to żaden kamien milowy, „blue lines”-owszem.recenzja beznadziejna