Wpisz i kliknij enter

wunder – wunder


ta muzyka liczy już sobie jakieś sześć lat, w nowo-elektronicznej historii [historyjce?] zajmuje więc miejsce w okolicach „mezzanine” massive attack czy „its tomorrow already” irresistible force. jeśli więc elektronika 1998 roku, to raczej kończący się powoli trip-hop z ostatnimi wielkimi płytami spod znaku bristol sound [to przecież wtedy właśnie pokazała się wspomniana płyta masywnych czy „angels with dirty faces” trickiego], to również pierwsza, przełomowa płyta duetu boards of canada. i nie da się ukryć, iż krążek wunder pełen jest odniesień do twórczości ówczesnych elektronicznych bossów. szczęście jednak, iż ukrywający się za nazwą wunder niemiecki producent jörg follert postanowił wykroczyć ze swoją muzyką poza świat przygnębiających sampli i narkotycznych, monotonnych bitów. dzięki temu właśnie jego płytka sprawdza się znakomicie również dziś, w czasach, gdy tricky nagrywa kolejne fatalne krążki, z masywnych zaś ostał się jedynie 3d.
warto powiedzieć kilka słów więcej o autorze tego krążka. oto bowiem jörg follert ma na swoim koncie muzykę do przedstawień baletowych, w swoim czasie współpracował również z niemiecką stacją viva [sic!], obecnie zaś nagrywa jako wechsel garland – ostatnim jego albumem jest skomponowany wspólnie z world standard, akustyczny „the isle”. follert zajmuje się również sztukami plastycznymi i grafiką – ot na przykład sam projektuje i wykonuje okładki do swych albumów. kompozytor więc, intrumentalista, producent, plastyk, jednocześnie artysta obdarzony niezwykłą wrażliwością i intuicją – to dzięki tym cechom muzyka wunder sprawdza się dziś tak dobrze. cóż więc otrzymujemy? prawie 34 minuty dźwięków bajkowych i ujmujących, takich muzycznych miniatur – przemyślanych jednak i skonstruowanych z wielkim wyczuciem i..gracją. bezwględym numerem jeden tego materiału jest numer..cztery; kawałek „how we are” z łatwością potrafi okręcić wokół siebie słuchacza, właśnie tym fantastycznym doborem dźwięków, krótkich sampli, również ciepłym pulsem przypominającym dokonania specjalistów od oswajania maszym – braci lippok z to rococo rot. inne odniesienia? na pewno colleen, z jej zbiorem kojących utworków zatytułowanych wspólnie everyone „alive wants answers”. jörg follert z podobną do colleen zręcznością opowiada nam swoje króciutkie historyjki, podobnie je również tworzy – całość przypomina bowiem jakiś dziecięcy obrazek, wydzierankę zlepioną z fragmentów starych nagrań, dziecięcego głosu, jakichś ambientalnych teł, partii smyczków czy klarnetu. produkcyjnie – majstersztyk. klimatycznie – bajka.
wunder jest płytą chyba już nieco zapomnianą. nagrana dla karaoke kalk, wydana w listopadzie 1998, gdzieś potem przepadła – i jak to czasem bywa – ten brak jakichkolwiek na jej temat wiadomości wydaje się faktem zupełnie niezrozumiałym. mogę być pewien, że dla tych, którzy lubią pobujać się czasem na takiej baśniowej elektronicznej huśtawce – wunder lądować będzie w odtwarzaczu dość często. przykładem valerie trebeljahr z lali puny, która poproszona o wymienienie kilku swych ulubionych albumów – umieściła wśród nich właśnie krążek jörga follerta.
1998







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy