Wpisz i kliknij enter

Hecq – 0000


Na tegorocznym albumie „Night Falls” Hecq wykonał zwrot w kierunku majestatycznej, ambientowej symfonii (której strzępy są obecne na wszystkich poprzednich płytach), ale jeszcze do niedawna był to jeden z najciekawszych przedstawicieli tak zwanego IDM-u. Benowi Boysenowi udało się tchnąć świeżość w mocno wyeksploatowany paradygmat, czego dowodzi wydany przed rokiem „0000”.

„Moją motywacja jako muzyka jest przetwarzanie różnych doświadczeń. (…) „0000” może być postrzegana jako esencjonalna kolekcja przefiltrowanych wrażeń i drobnych interludiów, albo jako cyfrowo-akustyczny pamiętnik.” – twierdzi autor tego niebywałego materiału, lecz każdy będzie miał własne uniwersum skojarzeń. Dla mnie jest to ścieżka dźwiękowa do filmu o nowej formie życia wewnątrz mikroprocesorów.
Na przemian frenetyczna i kojąca zawartość „0000” nieustannie zaskakuje i zachwyca.
Bliskie warpowej estetyce „elektroniczne mrowisko” rzeczywiście wiedzie tu swoją niezależną egzystencję: w otwierającym całość ambiencie „0001” coś wynurza się z niebytu, by powrócić do niego w finalnym „0017”, zaś wszystko pomiędzy przypomina etapy podróży po tajemniczej fabryce, w której jesteśmy jedyną ludzką istotą. Skonstruowane z matematyczną precyzją beaty rozprzestrzeniają się na tle pulsujących krajobrazów, wywołując wrażenie nieskończoności. Zasady tradycyjnego rytmu i harmonii zostały naruszone; stawiając jedne dźwięki w poprzek innych, Boysen przewartościowuje funkcje i wydobywa z maszyn prawdziwego ducha. Nie stroni też od gry gęsto rozproszonym dźwiękiem – gdy nawet on zanika, cisza staje się częścią konwencji.
Ta muzyka nie mieści się w głowie, wymyka słowom, wdziera w szum i burzy zdrowy rozsądek. Ale właśnie wtedy pozorny chaos okazuje się być konstrukcją dokręconą do ostatniej śrubki, a do człowieka dociera drugie dno IDM-u – kompletna melancholia i pragnienie życia. Chyba nieprzypadkowo w jednym z utworów można usłyszeć dialogi z amerykańskiej ekranizacji „Solaris”, zaś na samym końcu rozbrzmiewa coś w rodzaju epitafium dla HAL-a 9000.
Na przemian frenetyczna i kojąca zawartość „0000” nieustannie zaskakuje i zachwyca. Kolejna znakomita płyta w dorobku Hecq i zarazem następna pozycja obowiązkowa w katalogu Hymen Records.
P.S. Na drugi krążek trafiły kolaboracje i remiksy, wśród których błyszczy „0004” w interpretacji Phylum Sinter.
2007







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
dadaista
dadaista
15 lat temu

Brzmi nieźle. Dam szansę temu albumowi.

RonEq
RonEq
15 lat temu

Zdecydowanie brzmi dobrze, slychac ze autor lubi techniczne brzmienia. Po tym jednym fragmencie utworu niestety nie moge byc pewien ze reszta rowniez pokrywa sie z industrialno technicznym brzmieniem ale tak czy inaczej – plywajaco i dynamicznie zarazem, dobrze ułożone.

dadaista
dadaista
15 lat temu

Przesłuchałem pierwszy krążek. Niezły, choć kawałki silnie „aphexowe” (np. „0004”) są trochę za ostre wg mnie. Ogólnie album brzmi jak Aphex Twin na lekach uspokajających 😉

Polecamy