Wpisz i kliknij enter

Paavoharju – Laulu Laakson Kukista


Przytaczam te osobiste wynurzenia, aby uzasadnić swoją ocenę tego albumu. Jest dobrze, ale nie świetnie, bo akurat nie doznaję erekcji na dźwięk słów „ugro-fińskie”. Podniecam się za to innymi rzeczami: przemawia do mnie piękno, dobre bity, sprawnie kontrolowany – pomimo ogromnych rozmiarów – field-recording, nieprzesadzone eksperymenty i damskie wokale w estetyce french-touch. Ba, nawet w bezmiarze mojej tolerancji akceptuję przemyślaną, obecną tu teatralność.
Wszystko to znalazłem na „Laulu Laakson Kukista” – niesamowite „Kevätrampu” (uzależniający dance-pop w stylu Jurgena Paape, Dimitri From Paris albo klasyków Royksopp na pierwszym planie + opiłki symfonicznego ambientu na dalszych), „Sumuvirsi” (psych-folk ze złowieszczymi krukami i syrenkami), „Kirkonväki” (progresja: ambient – organowy nokturn + rozlatujący się bit – sampling stylizowany na field-rec), „Ursulan Uni” (Boards of Canada grają ballady) albo „Tyttö Tanssii” (dream-folk na lato) następują po sobie w takich akurat odstępach, że całość wydaje się spójną pracą: erudycyjnie eklektyczną i intrygującą, ale nie aspirującą do bycia sztucznym zaczynem rewolucji.


Kiedy więc większość utworów wychodzi zwycięsko ze starcia z pretensjonalnymi stronami postmodernizmu, kataryniarz wyjący niemal a-capella w „Italialaisella Laivalla” razi, bo ma na koszulce zajarzysty napis: zachwyćcie się mną, jestem pomnikiem miejsca, w którym nigdy was nie będzie! Dzięki temu, że Paavoharju nagrali moje pianie możecie podróżować nie wychodząc z łóżka, siłą swojej wyobraźni, dzieciaki! Tego typu nachalne narzucanie interpretacji utworów, które z założenia miały posiadać „głębię” (nawet obecne tu „hity” tak mają), przypomina upierdliwość piękna obecnego na nagraniach Sigur Rós z okresu post-Agaetis.
Jeden wielki panoramiczny field-recording, przy którym można się z pewną dozą samozaparcia dobrze bawićZawarte na tym albumie nowinki zwiastują dalszy rozwój tego projektu, jawiącego się wcześniej jedną z efemeryd, o których się nie rozmawia – tak aby pozostały intymnym doznaniem. Super, że muzycy zdecydowali się wsadzić w to piękno odwołania do popkultury, a nie tylko kultury bogatej w symbole nieidentyfikowalne dla przeciętnego odbiorcy spoza kręgu. Silnie osadzone we wczesnych latach 90 sample (zazwyczaj pocięte i skompresowane damskie wokale o smaku gumy kulki) i nowoczesne bity (mocarne cykające stąpnięcia, jakie robiłby młodszy upośledzony brat Timby, huh) są ramami trzymającymi ten eksperyment w ramach przystępności. Jeden wielki panoramiczny field-recording, przy którym można się z pewną dozą samozaparcia dobrze bawić, bez obawy, że mija się z aktualnymi trendami. A kataryniarza zawsze można utłuc zdecydowanym skipem.
2008







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Heliosphaner
Heliosphaner
15 lat temu

Jeden z moich ulubionych albumów zeszłego roku. A Kevätrampu to mój ulubiony kawałek roku 2008. 🙂 A recenzja dość późno 😉

3um
3um
15 lat temu

gratuluję 😉 całe życie się człowiek…

F.
F.
15 lat temu

Dzięki za czujność. Stara recka, już zdążyłem się nauczyć tego słówka w poprawnej formie.

3um
3um
15 lat temu

te słowa, które cię nie podniecają, to raczej jedno słowo: ugrofińskie – razem pisane.

Polecamy