Wpisz i kliknij enter

Bat For Lashes – Two Suns


„Two Suns” – tak zwie się najnowsze wydawnictwo, którego dopuściła się pojętna Natasha Khan. Album owładnięty jest manią mistycznej cyfry dwa: dwa słońca w tytule drugiej płyty pod szyldem Bat For Lashes; rozdwojona jaźń i odwołanie do destrukcyjnego alter ego Khan – złotowłosej Pearl.

Hola hola, numerologię jeszcze zniosę, ale czy ten numer z Pearl to nie przesada? Idę o zakład, że to jedynie sztuczka marketingowa, która sprawdziła się uprzednio zarówno w przypadku Tori Amos (American Doll Posse), jak i Beyonce (My name is Sasha Fierce). A że Bat smykałkę do interesów ma (autopromocja to jej trzecie imię, zaraz po Pearl!), gorliwie korzysta z pomysłów poprzedniczek. Nie ma w tym nic złego, niech się dziewczę lansuje. Tym bardziej, że w warstwie muzycznej nie mam jej nic do zarzucenia.

Album nagrywano w Londynie, Nowym Jorku i na kalifornijskiej pustyni. Produkcją zajął się niezawodny David Kosten (odpowiedzialny także za produkcję krążka „Fur and Gold”) i po raz kolejny spisał się fantastycznie. Płyta sprawia wrażenie gruntownie przemyślanej i poukładanej, co przekłada się na miarowe kaskady wybuchających z utworu na utwór emocji.

Motyw dualizmu zamyka wstrząsający duet Natashy z pionierem rockowej awangardy, Scottem WalkeremTrudno wyobrazić sobie lepszego openera aniżeli „Glass” – dżdżysty, migotliwy, poskromiony przez płomienną perkusję Briana Chippendalea. Rozbuchane refreny stanowią pokaz wielkich możliwości, jakie drzemią w pozornie nieskomplikowanym głosie Khan. Bez trudu osiąga ona wysokie tony a jej perlisty wokal przeszywa jak kra lodowca…

Na „Sleep Alone” składają się mroczne pohukiwania i elektroniczne akcenty, na których bazują syrenie zaśpiewy typu „lonely lonely lonely”. Rytm wystukiwany jest za pomocą zdecydowanych marszowych kroków nocnych mar. „Moon And Moon” z dominującą grą klawiszy rozpływa się miękko i swobodnie rozgaszcza w trzewiach. Granat marcowego nieba zapodział się w odgłosach z zardzewiałej pozytywki wtórującej rozedrganemu wokalowi Natashy. W Siren Song i Pearls Dream do głosu dochodzi schizofreniczna natura Natashy/Pearl, mocno ekshibicjonistyczna, wykrzykująca szamańskie zaklęcia. Jej rozpłomienione modlitwy przeplecione są aksamitnymi wokalizami chóru i elektryzującym brzmieniem syntezatorów.

Motyw dualizmu zamyka wstrząsający duet Natashy z pionierem rockowej awangardy, Scottem Walkerem. „The Big Sleep” brzmi jak astralna podróż w najgłębsze odmęty melancholii. Niedyskretna surowość fortepianu wzmaga głębię profetycznego wokalu Walkera (zło), zderzonego z niewinną barwą Khan (dobro). Tytuł nawiązuje do bodaj najgłośniejszego w dziejach filmu noir „Wielki sen” Howarda Hawksa (choć poza nim samym a także mrocznym klimatem wiążącym klasykę amerykańskiego kina z tą przenikliwą balladą nie dostrzegam innych podobieństw).

Wielką zasługą Bat jest skompletowanie tak silnej obsady tego muzycznego spektaklu – bez ich udziału efekt nie byłby do tego stopnia piorunujący. Świetnie wypada także sama Natasha – wokalnie bez skazy; tekstowo może nadal zagubiona, ale odważnie poszukująca. Biję pokłony.
2009







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Bethi
Bethi
14 lat temu

Moim zdaniem płyta zasługuje na solidną 4. Słychać progres w brzmieniu, większa różnorodność, może się to podobać bądź nie, to już inna sprawa. W sferze emocji dzieje się tu mniej niż na genialnym „Fur & Gold”, gdzie trudno było znaleźć słabe punkty. Tutaj takich parę jest, ale mimo to jest to bardzo ciekawy i na pewno ponadprzeciętny album po który warto sięgnąć.

Silent!
Silent!
14 lat temu

Slychac progres. Stwierdzenie, ktoremu nie da sie zaprzeczyc. Niektorzy z plyty na plyte robia male kroczki, tutaj jednak mozemy mowic o skoku. Najwiekszym plusem plyty jest jej roznorodnosc- momentami slychac wplywy Roisin Murphy z jej solowego, wspolczesnego okresu, momentami Tori Amos z czasow Under The Pink. Ale to w warstwie muzycznej. Wokalnie mowilbym o Sinead OConnor z Universal Mother.
Musze przyznac, ze debiut Natashy nie przemawial do mnie wcale, jednak wraz z pierwszymi dzwiekami tej plyty zaczalem sie zastanawiac nad zagadka 2 Suns. Bo wlasnie taka ta plyta jest- stawia pytania, jednak nie daje odpowiedzi. Zreszta tych raczej nikt nie oczekuje. Mam zamiar w te tajemnice zaglebic sie bardziej juz 7 kwietnia na koncercie w Manchesterze. Chyba uslysze nowe kawalki w dzien po oficjalnej premierze ;;)

F.
F.
14 lat temu

Słabsze od debiutu. Rozdwojenie jaźni jakoś mniej mnie przekonuje niż mroczna miłość, magia i nieukierunkowane podróże cygańskiej księżniczki, szczególnie, że tego całego zła w sumie się nie czuje: ani Walker, ani dwie narratorki, ani mrocznawy, odhumanizowany syntezator nie definiują jakiegoś większego pogromu, a miała być trauma i wewnętrzny holocaust. Ale rzeczywiście mocny środek płyty: od Daniel po Pearls Dream jest co robić – reszta pustawa, i wydaje się przy tym, że miała to być jakaś metoda na osiągnięcie przestrzenności, ale kolejna kolizja na linii zamysł-realizacja (brak zaufania do technik z debiutu? niepotrzebna chęć formalnego rozwoju?).

nicky
nicky
15 lat temu

Weźcie coś zróbcie z tym, żeby nie można było głosować więcej niż raz… Bo bez sensu są wtedy te oceny wyżej. A płytka spoko, acz na początku miałem problem z tym jej nowym, głośniejszym i bogatszym stylem. Zasadniczo na plus.

mateuszasty
mateuszasty
15 lat temu

Jestem pod wielkim wrażeniem nowego dziecka Natashy. To genialna płyta, obok której nie wolno przejść obojętnie. Kopalnia emocji.

Polecamy