Wpisz i kliknij enter

The Horrors – Primary Colours


Debiutancki „Strange Hourse” kwintetu The Horros wypełniała przedziwna mieszanka szeroko pojętego punka (również post-) z… elementami surf-rocka, wzbogacona o niedorzeczne organy rodem z filmów grozy klasy „B”. Ekscentryczna grupa, lubująca się w teatralności i kiczu, szybko zdobyła sporą rzeszę oddanych fanów i uznanie w branży: supportowali Black Rebel Motorcycle Club, grali na Glastonbury, a teledysk do kawałka „Sheena Is A Parasite” zrobił im sam Chris Cunningham, który wraz z Geoffem Barrowem z Portishead wyprodukował drugą, świeżo wydaną płytę The Horrors – „Primary Colours”.

Wydawało się, że to kolejny sprytny zespolik unoszący się na ciągle wysokiej fali nostalgii za przeszłością; zespolik, którego drugie dziecko, w myśl złotej zasady szołbiznesu, będzie bliźniaczo podobne do pierwszego. Tymczasem na następcy debiutu The Horrors wychodzą daleko poza schemat „trzy akordy, darcie mordy”, choć nadal nie opuszczają wygodnej i ciepłej fali retro. Chłodna motoryka generowana przez sekcję rytmiczną w postaci wyrazistego basu i tętna perkusji, gęsto mielone gitary, psychodeliczne syntezatory i duszna, nierzadko mroczna atmosfera – oto główne składniki „Primary Colours”. Starzy idole muzyków – The Stooges, Wire, The Birthday Party i The Tornados – ustąpili miejsca nowym bożkom: My Bloody Valentine, The Jesus and Mary Chain i Echo & The Bunnymen. Ale to nie wszystko: w utworze tytułowym słychać wyraźne echa wczesnego The Cure, zaś w finalnym „Sea Within A Sea” mamy do czynienia z rasowym krautorockiem na tropach Neu! i Can. W połowie płyty pojawiają się trzy ukłony w stronę Joy Division: być może najbardziej punkowy w zestawie „New Ice Age” to zaledwie delikatne nawiązanie semantyczne, ale ze swoją linią basową, klawiszami i refrenem, „Scarlet Fields” to już wręcz pokłon przed „Love Will Tear Us Apart”, pod koniec idący niemal w zwichrowany cover osławionej piosenki;. W znakomitym, chyba najlepszym „I Only Think Of You” Faris Badwan naśladuje manierę Iana Curtisa aż nadto dosłownie, na dodatek na ścieżkę wokalną nałożono typowo Hannetowski pogłos, który powoduje wrażenie nagrywania z sąsiedniego pomieszczenia. Z drugiej strony, brzmi to niczym Joy Division produkowane przez Kevina Shieldsa.



Get your own player at Juno Records

Jeśli dorzucić do tego image zespołu, zamierzone zapożyczenia na granicy plagiatu oraz artwork utrzymany w stylistyce shoegazerowych okładek (vide Slowdive), trudno brać to wszystko na poważnie. To raczej świadome, może nawet nieco drwiące wykorzystywanie czegoś jako tylko i wyłącznie estetyki. I właśnie ów dystans ratuje The Horrors przed zarzutem chłodnego eksploatowania niesłabnącej mody na retro. Dobrze się stało, że „Primary Colours” stanowi dużą odskocznię od debiutu, ale niedobrze, że takich płyt powstaje rocznie co najmniej kilkanaście – akurat pod tym względem u The Horrors nie zmieniło się nic.
XL Recordings, 2009







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
szalik
szalik
14 lat temu

świetny album

Polecamy