Wpisz i kliknij enter

Meanderthals – Desire Lines


Swoim debiutem Meanderthals świadomie lokują się w nurcie wskrzeszania brzmień ze szczytowego okresu Ibizy (jedna z wysp archipelagu Balearów) jako eightiesowej wylęgarni klubów lansujących atmosferyczną, zbliżoną natężeniem do down-tempa, muzykę taneczną o wyraźnie tropikalnej podszewce. Wszystkie te ostatnie płyty ze Skandynawii, to raczej tematyczne sety niż dzieła na serio. Rozmach quasi-jamującego Studio i sampledelia Air France, jako aktualne realizacje trendu, usprawiedliwiają pojawianie się kolejnych reinterpretacji słodkiej przeszłości. Słuchając jednego przemyślanego miksu z priorytetowych wydawnictw można by odkreślić sobie całą tę estetykę jako zaliczoną. Z kategorycznością takiej decyzji nie licuje jednak z obezwładniającą urokliwością nurtu.

W jednym szeregu z: Air France, Studio, Anteną, Mountain of One, Blackbelt Andersen, Yume Bitsu, Durutti Column, Four Tet…Jako najbardziej świadomi, bo wypowiadający się już po centralnym punkcie rozmowy o wskrzeszaniu balearycznych brzmień, Meanderthals wyważają podejście do estetyki, starając się o eklektyzm i wygładzenie motywów potencjalnie drażniących. Stąd „Desire Lines” to rzeczywiście nazwa adekwatna. Upragnioną ścieżką najszybciej przenoszącą od napięcia do relaksu, od deszczu do tropików, jest to właśnie nu down-tempo czy może i wariacja na temat post-rocka, transportująca instrumentalne granie w rejony jednoznacznie ewokujące pożądane hawajskie wakacje. Taneczne suity, jeśli chodzi o przestrzeń odsyłają gdzieś w stronę Yume Bitsu i poczynań Mountain of One, podczas gdy użycie gitar odsyła do Durutti Column z okresu „Amigos Em Portugal”. Klimat całokształtu to jednak nadal obrabianie „Camino Del Sol” Anteny i reszty ciągle wygrzebywanych skądś na nowo atmosferycznych hitów, czemu trudno się dziwić, bo nijak wyobrażać sobie w aktualnej muzyce popularnej zmysłową przyjemność bardziej skondensowaną niż ta estetyka.


Kiedy wyznaczone przejścia biegną do celu drogą okrężną, idzie się na przełaj wydeptując tytułowe ścieżki pożądania. Skróty wyznaczają najprostszą drogę dotarcia, trwając jako zapisy spełnienia i zachęta do podążania nimi. Paradoksalnie do tytułu – odrzucać może w „DL” właśnie jedynie czas trwania. Gdzieś na wysokości udającego Luomo plażowego jamu „Collective Fetish”, endorfiny powoli zaczynają walczyć o przetrwanie i jedynie co bardziej witalnym udaje się zwalczyć nudę pod wpływem „Lasaron Highway”, idealnego na closer. Niestety, faktyczne zamknięcie potęguje monotonię, tak że nuda zyskuje ciężar ważący na odbiorze całego materiału. Na pocieszenie: wiarygodność – objętość tego albumu imituje mniej więcej czas, w którym set pozostaje najbardziej spójnym, a tego chcieliby mistrzowie disko stojący u zarania całej idei.

W przypadku brzmień balearycznych niekonieczne wydają się być większe odstępstwa od centralnych założeń, ważniejsza jest selekcja materiału i ograniczanie jego objętości do poręcznych EPek (obosieczny miecz na Air France: powód popularności i jednocześnie niepokój o powodzenie LP). „Desire Lines”, mimo nudnawej finalnej partii, pozostaje nośną kompilacją chwytów tego konkretnego revivalu i dość odważną próbą eklektycznej realizacji zamysłu nastawionego pierwotnie na budowanie stricte klubowej atmosfery. Mocna przystawka w oczekiwaniu na nowe Avalanches i balearyczny girlsband.
Smalltown Supersound, 2009







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy