Wpisz i kliknij enter

Moritz Von Oswald Trio – Vertical Ascent

Techno na jazzową modłę.

To chyba najbardziej oczekiwany album tego roku. No bo, jakże mogłoby być inaczej, kiedy jego twórcami są najwybitniejsze indywidualności nowej elektroniki – Moritz Von Oswald, twórca takich projektów, jak Basic Channel czy Rhythm & Sound, Sasu Ripatti, znany bardziej pod pseudonimami Vladislav Delay, Uusitalo czy Luomo oraz Max Loderbauer, połowa duetu Sun Electric, obecnie działający, jako NSI.

Impulsem do podjęcia przez nich wspólnej działalności, okazała się tęsknota za graniem na żywo. Każdy z wymienionych wcześniej muzyków ma bowiem klasyczne wykształcenie, i zanim podjął się elektronicznych eksperymentów, grywał na tradycyjnych instrumentach – fortepianie czy perkusji. Hasło rzucone przez Von Oswalda, stało się pretekstem do zorganizowania kilku improwizowanych sesji trójki artystów w Lemon Street Studio w Berlinie. Nad rejestracją materiału czuwał sam pomysłodawca projektu oraz Tobias Freund, druga połowa wspomnianego już NSI.

Z wielu dokonanych nagrań, na „Vertical Ascent” trafiły cztery kompozycje – „Patterns 1 – 4”. Pierwsza z nich ma wyjątkowo rozbudowany charakter. Zaczyna się od rozwibrowanych dźwięków metalicznej perkusji (skonstruowanej samemu przez Ripattiego), które powoli zaczynają pokrywać dochodzące z oddali rozjeżdżone partie przesterowanych syntezatorów. Z czasem nagranie łapie funkowy puls (wzmacniany wyrazistym clappingiem), a klawisze zaczynają zmieniać swoją barwę – od typowo ambientowej, ciepłej i onirycznej, przez mroczną, zaszumioną i zdeformowaną, po psychodeliczną, podszytą głębokimi pogłosami. W ten sposób „Pattern 1” łączy różne fascynacje trzech artystów – szalony free jazz, czarny funk, kosmiczny kraut-rock, preparowany industrial i klasyczny ambient.

Druga z kompozycji, ma najbardziej minimalistyczny sznyt z zestawu. Jej podstawą jest zredukowany bit o dubowej proweniencji, przywołujący dalekie echa dokonań Rhythm & Sound. Na tym wolno pulsującym rytmie Ripatti daje ujście swym improwizatorskim zapędom – partie jego blaszanych bębnów i talerzy zostają jednak poddane radykalnej odróbce, dzięki której zamieniają się w wolno płynący strumień metalicznych dźwięków, podszywanych jedynie od czasu do czasu delikatnymi pogłosami i rozmarzonym plumkaniem klawiszy. W tym kontekście, „Pattern 2” jawi się niczym dubowa wersja muzyki konkretnej – ulepiona na minimalistyczną modłę.

Bardziej dynamiczny wyraz ma trzecia kompozycja na płycie. I tutaj trafiamy na zbasowany bit – choć tym razem bliski stonowanemu deep techno. Ten elektroniczny puls ozdabiają latynoskie perkusjonalia, które sprytnie przemykają pomiędzy ciepłymi dotknięciami organicznych klawiszy. Ten letni powiew eterycznych brzmień jedynie okazjonalnie rozbijają zdeformowane wejścia dubowych efektów, nie robiąc zresztą żadnej szkody ulotnemu klimatowi utworu. W nagraniu tym najwyraźniej czuć dotyk Maxa Loderbauera – to jakby uwspółcześniona wersja dawnych, odrealnionych nagrań Sun Electric.

„Pattern 4” należy z kolei do Von Oswalda – warstwę rytmiczną tworzy bowiem tutaj wyrazisty podkład reggae. Smoliste bity oplecione mruczącym basem uzupełniają tym razem sążniste partie kosmicznych syntezatorów. Początkowo dochodzą one z tła, a potem, powoli, wypływają na pierwszy plan, atakując swym toksycznym brzmieniem, przypominającym psychodeliczne wariacje Tangerine Dream z „Electronic Meditation” czy „Alpha Centauri”.

Zanim nagrania trafiły na płytę, Von Oswald, Loderbauer i Freund dokonali ich radykalnego miksu – trudno zatem traktować je jako totalne improwizacje. Przysłowiowe „nożyczki” realizatora dźwięku były w tym przypadku równie ważne, jak zagrane na żywo, a później wyedytowane partie klasycznych instrumentów.

Nikt chyba nigdy nie myślał, że techno i house, dadzą kiedykolwiek możliwość nagrywania tak wyrafinowanej i erudycyjnej muzyki, przełamujące wszelkie granice – między brzmieniami, gatunkami, czy nawet między improwizacją a studyjną obróbką dźwięku. „Vertical Ascent” to po prostu arcydzieło.

Honest Jon`s 2009

www.honestjons.com







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Ernestus
Ernestus
14 lat temu

Nie jest zła, ale wolę jednak wizję współczesnej elektroniki wg duetu Monolake/Monodeck 🙂
Pozdrawiam wszystkich lubiących brzmienie Berlina lat 90-tych

mallemma
mallemma
14 lat temu

flac też wegetariański.

cukierr
cukierr
14 lat temu

fajna płytka na wakacyjne wojaże…mia pasi bardzo..

ataxiaa
ataxiaa
14 lat temu

świetna recka, świetna płyta, hope to see them live!

mallemma
mallemma
14 lat temu

co do moritza, mi też się tak wydawało, stąd podjęte poszukiwania innych ripów. elo.

gruby
gruby
14 lat temu

nie za bardzo rozumiem twoja wypowiedz ale spoko,posluchaj z 12 jak bedziesz miec okazje…nie wiem kto moglby w dzisiejszych czasach bardziej sie przykladac do brzmienia niz moritz,do tego raczej z jego podejsciem i doswiadczeniem nie moze sie uwstecznic i wydac lipy brzmieniowej; obojetnie do jakiego studia wchodzi cienizny nie bedzie,odjazd jest..a wierze uszom,elo ziom.

mallemma
mallemma
14 lat temu

elo, ziom, szukałam różnych wersji z racji wiadomego dyskomfortu z podejrzeniem, że mam mocno skompresowaną sfakeowaną niby-trzysetkę z neta, jestem świadoma tego co robi kompresja z brzmieniem, z drugiej strony wiem jak dobrze zrealizowana, domowo wypalona płyta audio z mp3 pomimo kompresji potrafi kosić sztyletami z kompaktu i na jakiej zasadzie działa kompresja [w co uderza w pierwszej kolejności etc.], owszem, dźwięk może zupełnie zamglić i stłamsić, ale zupełnie nie na tej zasadzie jak ma to miejsce na płycie. oczywiście nie mogę się wypowiadać ntt do czasu zakupienia oryginału, który w porównaniu z 320kbps brzmi jak zupełnie inna bajka [swoją drogą, wierzysz w bajki?]. szkoda, że nie weszli do studia sasu rippatiego, byłby odjazd.

gruby
gruby
14 lat temu

posluchaj tego wszedobylska dziewczynko z winyla albo chocby dobrej mp3 to dowiesz sie ile tam miecha siedzi..

mallemma
mallemma
14 lat temu

bdb recenzja, smakowite epitety pewnie zachęcą wielu do starcia z tym cackiem. od siebie mogę dodać tylko tyle, że muzyka – jako wypadkowa całego zastępu eklektycznych rozwiązań – brzmi bardzo świeżo, przy czym osadza się na twardym fundamencie ewolucji całej muzyki elektronicznej. legendarny bc pobłyskujący metalicznymi łuskami straszy tych biednych artystów po nocach, a stary detroit house przechadza się taflą wąskiej uliczki pomiędzy groteskowymi kamienicami, w oknach których drą się wielkie, czarne kociska [założę się, że te wkrętkowe drony to robota sasu], a gdzieś w ciemnym kącie pomarszczony murzyn [hehe] pogrążając się w rytualnym transie gra futurystyczny, hipnotyzujący jazz na metalowych koszach na śmieci. naprawdę świetna płyta dla osób gustujących w gęstym, niepokojącym, transowym klimacie eksperymentu, nie tylko dla miłośników bc. jedyną rzeczą, którą odbieram jako wadę jest realizacja, przydałoby się wtłoczyć trochę soczystego mięsiwa w to płaskie brzmienie. podsumowując – odwiedziła nas ekipa rakiety awangardy przyszłości.

Polecamy