Wpisz i kliknij enter

Emiter – Microsillon


Emiter jest pseudonimem artystycznym gdańszczanina Marcina Dymitera. Ten muzyk oraz improwizator rozpoczynał karierę w zespole Ewa Braun i współtworzył także wiele innych projektów, m.in. Mapa (z Paulem Wirkusem), Voice Electronic Duo oraz Mordy, z którymi nagrał świetną płytę „Antrology”. Jego solowa działalność zaczyna się od albumu „#1”, jakim już w 2000 roku pokazał swoje elektroakustyczne fascynacje. Kolejne dzieła potwierdzały improwizatorskie zdolności Emitera, jak również jego skłonności do eksperymentowania z dźwiękiem. Nic dziwnego, że w końcu stworzył dzieło do spółki z Arszynem – improwizatorem o podobnych muzycznych zainteresowaniach.
Niedawno Dymiter pojawił się na kompilacji dodawanej do magazynu Wire: „Exploratory Music From Poland vol. 1”, a dzisiaj ukazała się jego solowa płyta, na której oprócz Emitera wystąpili: perkusista Tomasz Chołoniewski, trębacz Wojciech Jachna oraz Tomasz Gadomski, który współpracował z Emiterm chociażby przy „#4”, gdzie obsługiwał harmonium i perkusjonalia.
„Microsillon” powstawał dość długo, a znajdziemy na nim efekt fascynacji artysty brzmieniami akustycznymi i elektroniką. Uwadze nie ujdzie field recording ani udział gitary, która jest nieodłącznym elementem warsztatu muzyka. Gitara jest nieodłącznym elementem warsztatu EmiteraNajnowszemu dziełu przyświeca motto Św. Hildegardy z Bingen: „Słuchanie uchem wstrząsa wnętrzem człowieka” i w tym kierunku podążał artysta, poszukując brzmień, jednak udało mu się to osiągnąć tylko połowicznie; są momenty na tej płycie, kiedy Emiter raczej wstrząsa uchem słuchacza, nie docierając do wnętrza.
W otwierającym album tytułowym utworze spotkamy się z długim elektrycznym sprzężeniem, podobnym do dźwięku, jaki w filmach wydają białe świetlówki zawieszone w ogromnych, złowieszczo pustych halach. Do tego twardy, rozedrgany bas i rytmicznie powtarzane uderzenia. To pole brzmieniowe tworzy podstawę dla innych odgłosów, które Emiter stopniowo dawkuje wchodząc na teren noise’u, lecz dla kontrastu grając też „żywymi” pałeczkami. Po tym przyjdzie czas na field-recordingową miniaturę i zaraz zostaniemy zaatakowani przez trzeci utwór („Kiedyś mówiły do nas drzewa”), w którym nachalnie powtarzalny, hałaśliwy motyw zabulgocze w czaszce, wtórując kolejnym sprzężeniom. Ale tak wygląda pierwsza połowa kawałka, gdyż później miejsce znajdzie sobie gitara z szumiącą trąbką, zaś szaleńczy loop przycichnie. Skrajności zaistnieją obok siebie, jednak nie zespolą się.
„Improwizacja z Kościoła Św Jana” rozpocznie się niczym „Tunnelivisio” Vladislava Delay’a (echa jego dokonań usłyszymy również w następnym kawałku). Ten natchniony ambient ustąpi trochę na rzecz gitary elektrycznej i jej długich riffów, które po pewnym czasie przemieniają się w wyjące, przesterowane smyczki. W ten sposób zaczęła się druga część płyty, gdzie oprócz krótkiego „Ulotnego”, usłyszymy jeszcze dwa utwory: „Pył” i „Microsillon2”, który znalazł się na kompilacji Wire.
W pierwszym basujący dron będzie scalał 10-minutową jazzowo-noise’ową improwizację. Napotkamy bulgot, na tle którego wyłonią się pojedyncze nuty gitary, do niej z kolei dołączy cykająca perkusja, a potem trąbka i inne perkusjonalia. Gitara jest dla artysty elementem scalającym muzyczną przestrzeńSkojarzenia z Moritz von Oswald Trio nie będą tak bardzo chybione. Drugi kawałek jest tutaj czystym glitchem z gitarowym loopem puszczonym od tyłu. Na początku Emiter za pomocą kilku smagnięć struny tchnie nieco ludzkiego ciepła, ale potem znowu zdehumanizuje utwór wpadając w powtarzalne motywy, trzaski i zakłócenia, stwarzając przez to muzykę popsutego procesora w stylu Oval.
Marcin Dymiter przeszedł długą drogę odkąd rozpoczął swoją muzyczną wędrówkę. Wydaje się, iż nigdy nie ustanie w poszukiwaniach, dzięki czemu ma szansę na ciągły rozwój. Z uwagi na to, inaczej można spojrzeć na pierwszą część płyty, mniej udaną, ale ciągle eksperymentującą. W zamian za przymknięcie oka dostaniemy kolejne utwory (od 4 do 7), które wytrzymują porównanie z artystami cenionymi na światowej scenie. Emitera wyróżnia korzystanie z dodatkowego źródła dźwięku, jakim jest gitara, którą (choć gra na niej od dawna) nie zawsze udaje się idealnie wpleść w opowieść. Jednak to ona jest dla artysty elementem scalającym muzyczną przestrzeń i, słusznie, chyba nigdy z tego elementu nie zrezygnuje. „Microsillon” w przeważającej części jest albumem, któremu warto poświęcić uwagę, oddając się płynącej zeń przyjemności.
Emiter
Gusstaff
Gusstaff GRAM 0906, 2009







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy