Wpisz i kliknij enter

Rozmawiamy z New Century Classics

Pod koniec listopada New Century Classics wydali płytę „Natural Process”, nawiązującą do najlepszych wzorców szeroko rozumianego post-rocka. Jako, że na krążku znajdziemy naprawdę zacne dźwięki (posłuchacie ich na stronie www.newcenturyclassics.com), postanowiliśmy sprawdzić, skąd wziął się ten wielokulturowy projekt. Magda Majchrzak rozmawia z gitarzystą Markiem Kamińskim. Co to znaczy być zespołem niezależnym?

Marek Kamiński: W praktyce bycie bycie niezależnym oznacza konieczność samodzielnego dbania o wszytstkie – również pozamuzyczne – elementy składające się na istnienie zespołu, a więc promocję, organizacje koncertów, nagrywanie i wydawanie muzyki. NCC jest zespołem niezależnym z konieczności. Podyktowane jest brakiem wsparcia ze strony naszej wytwórni, jak również brakiem zainteresowania polskiego przemysłu muzycznego promocją niszowej muzyki. Niezależność w naszym przypadku polega na bezpośrednim docieraniu do ludzi, których nasza działalność naprawdę interesuje.

Jesteście zespołem polsko – włosko – amerykańsko – kanadyjskim. Jak się poznaliście?

Wszystko zaczęło się w 2006 od mojego wyjazdu na zmywak do Londynu. Pracowałem tam w obskurnej knajpce a po godzinach grywałem na ulicy na gitarze. Pewnego wieczora, gdy grałem na Piccadilly podszedł do mnie elegancko ubrany biznesmen z monoklem w oku. Bardzo entuzjastycznie wypowiedział się na temat mojej muzyki, pytając jednocześnie czy nie myślałem o założeniu zespołu.

Gdy tylko usłyszał że poszukuję muzyków w tym celu, zaczęliśmy wspólnie grywać – ja na gitarze, on na perkusji. Tak właśnie poznałem Antonello. Rozumieliśmy się bez słów – po tygodniu podjęliśmy wspólną decyzję o wyjeździe do polski (bo k**** why not???). Antonello sprzedał swój dom, samochód oraz konsorcjum finansowe któremu przewodził, wpakował się ze mną i swoją ukochaną perkusją (którą pieszczotliwie nazwał Catalina), na pokład Ryan Air i zanim się obejrzeliśmy byliśmy w Polsce. Ten cudowny kraj, tak przyjazny innym kulturom przyjął nas z otwartymi ramionami.

Niedługo po tym szeregi NCC zasilili Danusia i Mateusz – bliźnięta syjamscy, świeżo po brawurowej operacji rozdzielenia przeprowadzonej w Emiratach Arabskich. Skład zespołu dopełnił się gdy na początku 2007 roku w trakcie prac remontowych krakowskiego rynku odkopano, a następnie reanimowano doskonale zachowaną mumię młodej, atracyjnej kobiety, dzierżącej w swych dłoniach gitarę Rickenbacker. Od tego czasu NCC gra nieprzerwanie i w niezmienionym składzie.

Występowaliście na jednej scenie z Immanu El, Caspian i Hatifnats. Jak wspominacie te koncerty?

Koncert z Immanu El był naszym pierwszym występem poza granicami Krakowa i jedyne co z niego pamiętamy o spory stres ale też i miłe uczucie z rodzaju – „podołaliśmy”. Występ z Caspian wspominamy niezwykle miło – był to jeden z naszych najbardziej udanych występów, co najprawdopodobniej wynikało z faktu dzielenia sceny z jedna z najważniejszych kapel post-rockowych ostatnich lat. Co do Hatifnats – chłopaki są genialni i zasługują na wielką uwagę – granie z nimi wspólnej trasy było sporą przyjemnością.

Nie korci Was, aby okrasić Waszą muzykę wokalem i słowem?

Hmm… jakoś nie bardzo.

Dźwięk ważniejszy niż słowo?

W przypadku naszej muzyki zdecydowanie tak. Chociaż taki Jacek Kaczmarski miałby pewnie inne zdanie.

Skąd więc biorą się tytuły Waszych kawałków? Co chcecie opowiedzieć swoją muzyką?

Grając w NCC staramy się przywołać za pomocą naszej muzyki piękną, choć niestety już dziś zapomnianą opowieść o prastarej rasie stworzeń żyjących niegdyś na dnie oceanu. Istoty te przez tysiące lat swego życia stworzyły niezrównaną i zapierającą dech w piersiach kulturę, pełną przepychu, piękna, nie tkniętą palcem ZAiKSu.

Ta niezwykła cywilizacja przestała jednak istnieć z powodu fatalnej w skutkach katastrofy japońskiego tankowca w latach 70 ubiegłego wieku. Co się tyczy tytułów naszych utworów – zaczerpnięte są one w ogromnej większości z koreańskich filmów jak i nazw produktów spożywczych.

A jak określiłbyś brzmienie NCC?

Brzmimy jak Vivaldi grany od tyłu przez Beatlesów w towarzystwie kwartetu smyczkowego z Titanica.

Muzykę powinno się szufladkować?

Muzykę nie – płyty z muzyką zdecydowanie tak. Niema nic gorszego niż bałagan w kolekcji kompaktów.







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
lucky
lucky
14 lat temu

Marku odpowiadał byś poważnie na pytania 🙂 bo ja szukam coś o tej prastarej kulturze i nic nie mogę znaleźć … czy to były skorupiaki ?? 😛

shoju
shoju
14 lat temu

new century classicS!

Polecamy