Wpisz i kliknij enter

The Knife – Tomorrow, In a Year


A wszystko zaczęło się od pomysłu, który zakiełkował w głowach członków eksperymentalnej duńskiej trupy teatralnej Hotel Pro Forma. Chodziło o spreparowanie elektronicznej opery w oparciu o wiekopomne dzieło Karola Darwina „O powstawaniu gatunków”. W rolach ko – laborantów występuje duet The Knife oraz wesoła gromadka rozmaitej maści artystów: duńska mezzosopranistka Kristina Wahlin Momme, amerykański didżej Mt Sims, brytyjska artystka Janine Rostron aka Planningtorock, duńska aktorka Laerke Winther oraz szwedzki wokalista pop Jonathan Johansson.

„Intro” otwiera album kakofonią trzasków, zdrapywania tynku ze ścian, duszącą chmurą dymu z komina odpływającego kutra. Krajobraz zrzuca naraz warstwę werniksu, płynnie przechodząc w „Epochs”, rozjuszone matową perkusją, rezonującymi klawiszami i uciszane raz po raz niezauważalnym kąsaniem owadów. Posłuchaj, jak poruszające vibrato Kristiny Momme rozmiłowuje się w zalotnych pieśniach cykad.

W rozbrajającym „Variation of Birds” pojawia się trzepot skrzydeł nektarników, ich szumne wzbijanie się do lotu, miękkie lądowanie i natarczywe, głośne trele.
W „Ebb Tide Explorer” naelektryzowany wokal Johanssona zostaje podniesiony do potęgi n, co powoduje odbijanie się od siebie jego splątanych fal niczym ładunków jednobiegunowych.
„Letter to Henslow” jest hołdem złożonym wykładowcy i bliskiemu przyjacielowi Darwina, Johnowi Stevensowi Henslowowi. Tenże umożliwił pojętnemu uczniowi rozwój badań na szeroka skalę dzięki wyprawie do Afryki Południowej na pokładzie statku HMS Beagle pod wodzą kapitana Roberta FitzRoya. Trwający niewiele ponad minutę utwór to porywająca mikstura zintensyfikowanych zwierzęcych odgłosów, których Darwin nasłuchiwał przemierzając Afrykę: miarowego pohukiwania, euforycznych wrzasków i piskliwych sygnałów ostrzegawczych.

Przekaz subtelnieje w szlachetnie pięknym „Schoal Swarm Orchestra”, z początku wyciszonym pomrukami świerszczy a chwilę potem targanym powiewami wiatru, rozrywającymi chmury na strzępy. Wiatr ślizga się po liściach, zdziera korę z drzew, która hucznie, iście orkiestrowo opada na ziemię.
W historii kryjącej się za utworem „Annie’s Box” tkwi olbrzymi ładunek emocjonalny. Annie, najstarsza córka Darwina, była jego oczkiem w głowie. Jej śmierć w wieku 10 lat okazała się wielkim ciosem dla ojca, który we wspomnieniach z czułością opisywał chwile, gdy Annie w skupieniu czesała włosy ojca i składała jego ubrania w kostkę, z radością wyszukiwała trudne słowa w słownikach i tropiła różnice w ich objaśnieniach. Po latach prapraprawnuk Darwina, Randal Keynes, odnalazł pudełeczko, w którym dziewczynka przechowywała swoje skarby. Zaintrygowany wyjątkowym znaleziskiem skonstruował biografię swego wielkiego przodka, tytułując ją „Annies Box: Charles Darwin, His Daughter and Human Evolution”. Na jej podstawie nakręcono film pt. „Creation” w 2009 r.

„We have lost the joy of the household and the solace of our old age:
she must have known how much we loved her;
oh that she could now know how deeply,
how tenderly we do still and shall ever love her dear joyous face.
Blessingsonher.”

Na cały tekst utworu składają się powyższe słowa Karola Darwina, spisane tuż po śmierci Annie. Przejmujące wokalizy (zarejestrowane w dwójnasób: alt i mezzosopran) po mistrzowsku odrysowują pustkę w sercu badacza. Wysoce liryczne partie skrzypiec wywołują skojarzenie z jednym z piękniejszych tematów w muzyce filmowej zeszłego roku – ścieżką do filmu „Zabójstwo Jesse’go Jamesa przez tchórzliwego Roberta Forda” autorstwa Warrena Ellisa.
„Colouring of Pigeons” odwołuje się do wielkiej pasji Darwina – badania pochodzenia i natury tegoż niezbyt wdzięcznego ptactwa. Brzmienie jest niebywale rytmiczne, dudniące, plemienne. Gęste od emocji zaśpiewy Momma snują się jak smog by w drugiej części utworu ustąpić harmonijnej senności wokali Karin i Olofa.
Zaserwowany na koniec „The Heigh of Summer” jest jak koktajl proteinowy. Ożywczy, rozbudzający dźwiękową bujnością, elektroniczną obfitością, słodyczą świeżo zebranej na plaży ambry.

Mapę do srebrzystej lodowatej krainy, w której Karin i Olof uwili sobie mentalne gniazdko, znacznie trudniej odczytać dziś niźli za czasów „Silent Shout”. Trzeba się natrudzić, na trochę schować przed światem, poszukać swojej własnej recepty na ten album. Od Dreijerów otrzymujemy zaledwie puszkę z pomysłem w wersji instant. Trzeba pamiętać, żeby dodać wody.

Mute, 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
4 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Heliosphaner
Heliosphaner
13 lat temu

Ja tam łatwo przyswoiłem. Koper włoski poprawia trawienie!

Yezior
Yezior
13 lat temu

Płyta jest dla mnie niezrozumiała. Cokolwiek mieli na myśli tworząc tą muzykę – płyta jest tragicznie nie przyswajalna.

laudia
laudia
14 lat temu

No i co tak cicho? Nawet minimal z operowym śpiewem nikogo nie wzruszył ? Uslyszeć to lajw – marzenie! Trudno się ocenia na etapie docierania, a jest do czego, choćby wariacja ptaków, taki ładny przykład jak (nie)znośny zgrzyt przekuć w jedną z fajniejszych hipnoz jakie ostatnio odpaliłam. Ciesze się, że The Knife nadal istnieją i nie obniżają poprzeczki.

two_dots
two_dots
14 lat temu

Mam wrażenie, że o Mt. Sims można napisać coś ponad to, że jest „didżejem”, do takowego aktualnie mu chyba najdalej.

Polecamy