Echa dawnego świata.
Takiego ambientu już nie ma. Zastąpiły go nowsze gatunki – przede wszystkim neoklasyka, ale też drone music czy nawet shoegaze wpisany w ramy elektroniki. O ile w formule techno nastąpił obecnie wyraźny zwrot w stronę klasycznych dla tego nurtu brzmień z początku lat 90., to ambient pojmowany tak jak wtedy, pozostaje jedynie w pamięci bywalców ówczesnych chill-out roomów.
Jednym z popularniejszych didżejów grających w takich miejscach był Matthew Hawtin, brat słynnego Richiego. O ile ten drugi wyspecjalizował się w minimalistycznym techno, tak ten pierwszy od razu skoncentrował się na ambiencie. W latach 1993 – 1998 grywał zarówno podczas klubowych wieczorów takich, jak Hardest, Spastik czy Heaven And Hell, jak również na wielkich imprezach w rodzaju Tribal Gathering, Time Warp i Sonar. Kiedy fala zainteresowania ilustracyjną elektroniką opadła, zrezygnował z didżejowania, poświęcając się sztukom wizualnym.
W dwanaście lat od zakończenia swej przygody z clubbingiem, Matthew Hawtin powraca do ambientu, serwując nakładem wytwórni brata swój pierwszy miks – „Once Again, Again”. Płyta przynosi niespełna półtoragodzinną kolekcję najwspanialszych nagrań z połowy lat 90. zestawionych w nostalgiczny set.
Miks otwierają dwa zupełnie już dziś zapomniane duety – A.S.I.O & Paddee z Australii i Pineapple Circle z Finlandii. Hawtin wygrzebuje ich winylowe produkcje, zaskakując słuchacza soundtrackową melodyką („Transparencie From The Outer Room”) i przestrzennym brzmieniem („Circle Wave”).
Potem pojawiają się utwory z katalogu legendarnej już wytwórni Fax z Frankfurtu. „The Dutch Side Of The Milky Way” samego jej szefa, Pete`a Namlooka i „Feedback Fluctation” projektu Uwe Schmidta, Jet Chamber, to zwrot w stronę germańskiej elektroniki – mrocznej i chmurnej, ale pełnej romantyzmu. Pod koniec miksu zabrzmi jeszcze „Liquid Shade” z repertuaru Shades Of Orion, studyjnego duetu wspomnianego Namlooka i mistrza minimalistycznej elektroniki z Japonii, Tetsu Inoue.
W strefę brytyjskiego ambientu wkraczamy wraz z nagraniem weterana tamtejszej sceny – Richarda Norrisa. Fragment onirycznego „Ugene”, zaczerpnięty z jego płyty pod szyldem Further, prowadzi nas wprost do kompozycji guru ówczesnej sceny chill-outowej – Mixmastera Morrisa alias The Irrestible Force. „Flying High” i „Symphony In E” to muzyka, jakiej dziś nie uświadczycie: w dźwięki otoczenia (przelatujący samolot, śpiewające ptaki, padający deszcz – teraz to byłby obciach!) wplecione zostają rozlane pasaże pastelowych syntezatorów, uzupełnione samplami ludzkich głosów. W tym samym klimacie utrzymane są nagrania Jamesa Bernarda („Helix”) i MLO („Aqua”) – nic dziwnego, wszak to cut-upowe brzmienie wyrosłe na wczesnych eksperymentach The KLF i The Orb.
Pamiętacie cykl kompilacji „Ambient Dub” publikowany w połowie lat 90. przez brytyjską wytwórnię Beyond? Jedną z ich gwiazd był duet A Postive Life prowadzony przez Polaka z Manchesteru – Stefana Pierlejewskiego. Hawtin umieszcza w swym miksie jego nagranie „Aquasonic”, które sąsiadując z „Quiet Earth” Dubtribe Sound Systemu, przypomina, że łączenie przestrzennej elektroniki z masywnymi pochodami basów miało miejsce już wiele lat temu.
Dalsza część zestawu pokazuje, że klasyczny ambient miał swe źródła w kraut-rocku. Najlepszym tego przykładem jest legendarne już dziś wczesne nagranie projektu Stevena Wilsona – Porcupine Tree – zatytułowane „Voyage 34”. Dziś ze wstrętem omijane przez fanów prog-rockowego oblicza zespołu, kiedyś było fenomenalnym przykładem wpisywania w ambientową formułę zaskakujących wpływów: od Clustera, przez Tangerine Dream, po Pink Floyd. W miksie Hawtina pojawia się jedynie jego fragment – „Phase 3” w remiksie trance`owej Astralasii.
Finał zestawu należy do producentów związanych z wytwórnią Plus 8. Zarówno „Emerge” Theorem, jak również „Synaptic Response” Legion Of Green Man czy „Carocell” FUSE to ilustracyjne granie podbite wyrazistą rytmiką – raz bliższą tradycyjnemu techno, a kiedy indziej – hiphopowym breakom.
Hawtin nie zapomniał również o jednym z najważniejszych projektów tamtej dekady – Sun Electric. Muzyka Maxa Loderbauera i Toma Thiela (wspomaganych początkowo przez Thomasa Fehlmanna), wyrastając w prostej linii z berlińskiego undergroundu, asymilowała w fascynujący sposób zarówno detroitowe techno, jak również brytyjski ambient. I efekty były wspaniałe – czego świadectwem zamieszczone w miksie „Northern Lights” i „Sarotti”.
Nagrania z „Once Again, Again” przynoszą zaskakujący powiew świeżości – dalekie echo czasów, kiedy w nowoczesnej elektronice wszystko było pierwsze, nowe, odkrywcze. Ci, którzy nie mieli szczęścia dorastać przy tej muzyce, powinni koniecznie sięgnąć po miks Matthew Hawtina. Co ciekawe – w kompaktowej wersji trwa on wspomniane niecałe półtorej godziny, natomiast w wersji cyfrowej do ściągnięcia – prawie trzy i pół godziny. Lektura obowiązkowa!
Plus 8 Records 2010
dzięki za poleconko zassam z wielką przyjemnością a także odswierzę swoje płytki …nawiasem szkoda że w naszych klubach brak jest ilustracyjnej muzyki , jaka by ona nie była , a także spokojnego miejsca gdzie mozna byłoby się wyciszyc po hedonistycznych chwilach tańca …szkoda..może ktoś o tym pomyśli …i jeszcze raz wielkie dziękuje.