Wpisz i kliknij enter

Kyle Bobby Dunn – A Young Persons Guide To


Skojarzenia muzyki Dunna z muzyką Stars of the Lid są jak najbardziej na miejscu. Jednak podczas pierwszego słuchania, może to wpływ przypomnienia przez radio III Symfonii, nad nagraniami ciążył duch Góreckiego. No i, wiadomo, twórczość Arvo Pärta, nieustannie przewijającego się przez języki recenzentów, którzy muszą poradzić sobie z oceną płyt nowych artystów. Ale tak się właśnie złożyło, że nowi, klasycyzujący muzycy, upodobali sobie starych klasyków jako inspirację.
Dunn urodził się w Kanadzie 24 lata temu. Dziś ma już na koncie kilka wydawnictw, a na najnowszą płytę składają się utwory nagrane w latach 2005-2009. Cztery z nich były już wcześniej wydane na „Fervency”.
W tym kontekście tytuł płyty, „A Young Person’s Guide To Kyle Bobby Dunn”, wydaje się trochę ironiczny. To nie tylko przewodnik po twórczości Dunna, ale też przewodnik po samym Dunnie, taki muzyczny portret artysty z czasów młodości.

„A Young Person’s Guide To…” można by śmiało opisywać metaforami, jak na przykład „morski przypływ” albo „kosmiczna przestrzeń”, lub lepiej, bo sam artysta tak mówi, „bezwład”. Ale odsuńmy to na bok. Na płycie słychać drony i rozwlekłe pady, które czasem brzmieniem zbliżają się do smyczków, a czasem do myśliwskiego rogu lub innych dęciaków. Gdzieniegdzie pojawi się fortepian, choć instrumentów znajdzie się więcej (Dunn nagrywał z żywymi muzykami, których dźwięki przepuścił później przez komputer).
Ta oszczędność w środkach wyrazów stwarza spokojny klimat, który świetnie pasowałby do dokumentalnego filmu o chmurach. Lecz znajdą się na płycie także niepokojące momenty.
„Butel” to dosyć niespokojny, bo rozedrgany dronowy świat, w który pod koniec wkracza kanonada smyczków. Przez następne pół godziny będzie łagodniej, czyli syntetyczne smyczki dla odmiany podbite tu i ówdzie buczącym dronem.
Druga płyta jest bardziej zróżnicowana, a przez to ciekawsza. Na „Empty Gazing” zagrzmi coś w oddali, a blisko świetliście zadźwięczy. Delikatnie trącane klawisze fortepianu na „Last Minute Jest” są przyjemną odmianą po ćwiczących rozciąganie przez kilkanaście minut padach. To zresztą początek spokojniejszej, albo raczej melancholijnej, części obszernego dzieła Kanadyjczyka. „Sets of Four (Its Meaning Is Deeper Than Its Title Implies)” odważniej używa fortepianu, wybrzmiewa tu całkiem chwytliwy, bo zapadający w pamięć, i wzruszający zarazem motyw.
Zatem ciągnące się niczym świeża toffi krówka drony i nostalgiczne, skąpane w pogłosach pianino – tak mniej więcej wygląda muzyka Kyle’a Bobby’ego Dunna.

Low Point
Low Point 033, 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Yezior
Yezior
14 lat temu

Na Boga. Dość tego typu ambientu. Przecież od lat, jedna płyta nie różni się znacznie od kolejnej. Nuda i odtwórczość.

Muzyka tła – dobra do hotelowej, ekskluzywnej…ubikacji.
Ewentualnie jako prezent free do worka zaprawy murarskiej.
Rozrobić, nałożyć, puścić płytkę i czekać aż zaprawa zwiąże 🙂

paide
paide
14 lat temu

a mnie ten album znudził, nie dzieje się na nim nic, co przyciągnęłoby moją uwagę, jak chociażby kolejna płyta z katalogu Low Point „Verona” Spartaka. jak na dwie płyty zdecydowanie za dużo toffi.

Polecamy