Wpisz i kliknij enter

Massive Attack – Heligoland


Krzysiek

Czy zdajecie sobie sprawę, że „Mezzanine” pierwszy raz usłyszałem – jeszcze przed premierą – w Radio Eska? Był rok 1998, zachwycony Igor Nurczyński prezentował gorące, zdobyte cudem kawałki, a ja nagrywałem je – oczywiście – na kasetę. Nie było MySpace, komórek, mp3, nie było nawet Internetu. Selekcjonerem był Janusz Wójcik. Masakra!

Kiedy próbuję odpowiedzieć sobie na pytanie dlaczego nowa płyta Masywnych nie budzi we mnie żadnych emocji, najczęściej przywołuję sobie właśnie powyższe wspomnienie. Dziś muzyka, media, wszystko jest inne. Dziś zachwycają nas inni. A masywni?

Dla mnie „Heligoland” to właśnie któraś tam z niedokończonych wersji.A masywni wydali krążek, który zdaje się być tworzony na jakimś dziwnym ciśnieniu. – W ciągu ostatnich czterech lat mieliśmy różne, prawie ukończone wersje tego albumu. W pewnym momencie ostateczny kształt materiału po prostu się zmaterializował – przyznaje Robert Del Naja. Tymczasem dla mnie „Heligoland” to właśnie któraś tam z niedokończonych wersji. Materiał wyjściowy. Przejściowy. Z potencjałem, którego – takie mam wrażenie – panowie po prostu potrafili wykorzystać.

Niemal co drugi kawałek jest wzorowo partaczony. „Pray for Rain” byłby świetny bez idiotycznej, słodkiej wstawki. „Girl I Love You” intryguje tylko do momentu, w którym pojawiają się durne sztuczne dęciaki. „Flat of the Blade” nie da się w ogóle słuchać – prawdziwy trip-hopowy bełkot. „Atlas Air” również kompletnie bez pomysłu – sam Del Naja przyznał, że męczyli się z tym kawałkiem niemiłosiernie. „Splitting the Atom” natomiast to najgorszy singiel masywnych w historii, którego chyba nigdy nie udało mi się dosłuchać do końca. Napiszcie, czy tam się pod koniec cokolwiek zmienia?

Strasznie zróżnicowany materiał. Słychać, że te utwory powstawały w kompletnie różnych okolicznościach i czasie. Niektóre kurzyły się na półce latami – wszak na „Heligoland” czekaliśmy aż siedem wiosen. W efekcie dostaliśmy dość przypadkowy zbiór lepszych i gorszych momentów zespołu.

I tak słuchamy „Mezzanine” i czujemy się zniszczeni – Nakręca na ciekawość nowego: nie chcesz robić tego samego, co kiedyś, tylko pójść w nowe rejony – mówi Del Naja. Problem w tym, że oni nie bardzo chyba wiedzą, w którą stronę iść. Robimy drugie „Protection”? Gramy bardziej pozytywnie, bardziej akustycznie, surowo? Naprawdę ciężko powiedzieć.

Bo to jest tak, że nawet jeśli uznamy „Heligoland” za fajne, to potem i tak słuchamy „Mezzanine” i czujemy się zniszczeni. Ach, przecież – wedle zwolenników nowego MA – nie powinniśmy porównywać „Mezzanine” do „Heligoland”. To prawda, to zupełnie różne albumy. I nie chodzi tu o brzmienie. „Mezzanine” miażdżył. „Heligoland” po prostu jest.

Sławek

Jest na czym oko zawiesić, a najważniejsze – ucho zatrzymać. Najpierw zespół intrygował pornografią, potem reklamował się oryginalną grafiką, która w londyńskim metrze wyglądała rzekomo jak graffiti, przez co została ocenzurowana. Aż przyszedł czas na samą muzykę.

„Heligoland” zachowuje klimat właściwy tylko twórczości Massive Attack. Najnowsza płyta różni się od poprzedniczek tym, że Del Naja skomponował utwory sterylne. Nie ma tego zagęszczenia instrumentów, jakie charakteryzowało „100th Window”, brak ciężkiego smogu, który wypełniał „Mezzanine”. Kompozycje są proste, rytm zwykle łatwy do odtworzenia.

Ale co za produkcja i jakie dzięki temu brzmienie! Nieskomplikowane struktury perkusyjne, chórki i rozbrzmiewające szeroko po kolumnach smyczki. Massive Attack hipnotyzuje i uzależnia. W niepozornym „Splitting the Atom” idealnie zaklina wszystkie te elementy. Potrafi też być piosenkowy, jak w „Paradise Circus” – doskonale rozegranym na klaskaniu i z umiarem dawkowanej perkusji.

A „Saturday Come Slow” z Albarnem to po prostu hit. Dodajmy do tego eksperymentalny „Flat of the Blade” (singlowy remiks nie dorasta mu do pięt) i mamy na albumie dwie skończone smaczliwki. Tylko „Psyche” nieco odstaje od reszty. Rozczarowanie nowymi produkcjami Massive Attack może wynikać z ogromnych oczekiwań, jakie przez lata się im stawiało. Zespół nie nagra ani drugiego „Mezzanine”, ani „Blue Lines” (to było dwadzieścia lat temu!). Żądając od nich niemożliwego, można stracić kawałek dobrej muzyki, a nawet puścić mimo uszu nowatorstwo starych wyjadaczy.
2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
10 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
trackback

[…] szły plotki, że Burial zremiksuje kilka kawałków z ostatniej płyty Massive Attack, „Heligoland„. Jak się jednak okazało, chodziło o dwa utwory – nie wydany wcześniej „4 […]

laudia
laudia
13 lat temu

Ja bym pogadaa o torebkach. Wzorowo spartaczony hehe melodyjką Pray for rain i tak dla mnie prowadzi taki blusowy, duszny, nowy orlean. Reszta jak na asów trochę mało, trochę srednio, trochę ujdzię. Tragedii też nie ma trochę.

helgus
helgus
13 lat temu

„O gustach się nie dyskutuje”… to, przepraszam, o czym mamy dyskutować, jeśli nie o gustach? O pogodzie? :>

helgus
helgus
13 lat temu

W całym tym medialnym zamieszaniu, które ma na celu oczywiście jak najlepszą sprzedaż płyty, zapomina się o tym, że album ten został nagrany po prostu przez ludzi. Nawet najlepszy artysta nie może być genialny cały czas, i ma prawo do słabszych momentów w karierze.

Mnie się płyta po prostu nie podoba, i tyle. Nie zmienia to faktu, że zespół miażdży i powala na koncertach.

mparusz
mparusz
13 lat temu

Heligoland mnie przekonuje. 7 lat Czekania oplaciło się. Ten zespół nigdy nie zejdzie poniżej pewnego poziomu, nieosiągalnego dla innych.
Kawał dobrej muzyki, az tak dobrej, że nie zastanawiam się czy to nadal trip hop, czy electro, czy crossover 🙂
Najbardziej przekonuje mnie Girl I love You ( wiadomo, że Horace Andy ma niesamowity klimatyczny wokal :))
Strasznie mi się podoba Pray for rain , przy tym kompletnie się nie zgadzam z recenzentem że wstawka ze słodką melodią w środku utworu jest kompletnie nie na miejscu.
Szkoda, że ulegamy pokusie porównywania Heligoland do Mezzanine – niepotrzebnie. Po prostu w wolnej chwili usiądźmy w fotelu i odpalmy CD i słuchajmy.

laudia
laudia
13 lat temu

O pluralizmie i płynącego z niego pożytku kolega nie słyszał ? ;pp

Abok
Abok
13 lat temu

Z jednej strony ciekawe recenzje, z drugiej jednak kompletnie bezsensowne. Bo co na celu ma wstawianie w jeden artykuł dwóch kompletnie przeciwnych opinii?
„Flat of the Blade”
Krzysiek – nie da się w ogóle słuchać,
Sławek – dodajmy do tego eksperymentalny „Flat of the Blade” (…) i mamy na albumie dwie skończone smaczliwki (razem z Saturday Come Slow);
„Splitting the Atom”
Sławek – Massive Attack hipnotyzuje i uzależnia. W niepozornym „Splitting the Atom” idealnie zaklina wszystkie te elementy,
Krzysiek – „Splitting the Atom” natomiast to najgorszy singiel masywnych w historii, którego chyba nigdy nie udało mi się dosłuchać do końca.

Mimo iż album leży na mojej półce i często po niego sięgam, to po przeczytaniu tego artykułu nie dowiedziałem się, czy zdaniem autorów jest on w końcu dobry czy nie. Mimo iż nienawidzę tego stwierdzenia, to na końcu tej recenzji należałoby wstawić tekst „o gustach się nie dyskutuje”.

laudia
laudia
13 lat temu

Ad . Protection. „ta płyta jest szczególna – bez względu na format, czas i przestrzeń” mam tak samo – grubymi literami. ale na rece P. chyba leko późno 😉

formalina
formalina
13 lat temu

porównujecie szanowni przedmówcy różne albumy lecz ani razu nie pojawił się najlepszy krążek MA – protection – on cały super, jest tam zajebisty feeling i super klimat, choc masywni nie goszczą u mnie na głośnikach zbyt czesto to ta płyta jest szczególna – bez względu na format, czas i przestrzeń …

dadaista
dadaista
13 lat temu

„Potrafi też być piosenkowy, jak w „Paradise Circus” – doskonale rozegranym na klaskaniu i z umiarem dawkowanej perkusji.”

Taaa… Do klaskania samego Rubika zatrudnili.

Polecamy