Wpisz i kliknij enter

Von Spar – Foreigner

Most pomiędzy epokami.

Ciekawe zjawisko – kolońska wytwórnia Italic, specjalizująca się dotychczas w energetycznej muzyce tanecznej o dubowym posmaku, skręciła wyraźnie w stronę odradzającego się coraz wyraźniej kraut-rocka. Najpierw był flirtujący z tym gatunkiem drugi album Popnoname, potem nowa płyta najważniejszych kontynuatorów tych brzmień z Kreidlera, a teraz – trzeci krążek w dyskografii grupy Von Spar.

Ten powstały w 2003 roku koloński kwintet od początku miał opinię poszukującej formacji. Zaczynał od mocno podszytego elektroniką indie-rocka („Die Uneingeschränkte Freiheit Der Privaten Initiative” dla L`Age D`Or), by potem skręcić w kierunku psychodelicznych eksperymentów z jazzem i ambientem („Xaxapoya/Dead Voices In The Temple Of Terror” dla Tomlab). Najnowsza płyta projektu odsłania jeszcze inne oblicze jego muzyki – wyraźnie zainspirowane dźwiękami z lat 70.

Otwierający krążek „Scotch & Chablis” nieco dezorientuje: bo z jednej strony mamy tu lekko spowolniony bit electro, a z drugiej – rozmarzone pasaże syntezatorów. Kiedy rozlega się pastelowa partia klawiszy i świdrujący motyw gitarowy rodem z prog-rocka sprzed niemal czterech dekad – zamęt robi się jeszcze większy. Wbrew pozorom zestawienie tych elementów układa się z czasem w spójną całość – zaskakujące spotkanie motoryki Kraftwerk i brzmienia Harmonii wpisane w nowoczesną formułę chill-wave.

„You Can Shake Down On My Settee Tonight” nie sprawia już takich trudności interpretacyjnych. To najbardziej rockowe nagranie z zestawu, rozegrane pomiędzy post-punkowym pochodem nerwowego basu, kosmicznymi wstawkami syntezatorów i jazzową partią skrzypiec. Niby znów podróż w czasie – ale doskonale pasująca do twórczości zespołów z nurtu Neue Deutsche Welle, które fascynowały się kraut-rockiem w rodzaju Alu czy S.Y.P.H.

Najbardziej tanecznym nagraniem na płycie jest „Troops” – gęsty funk podbity „żywym” pulsem basu i bębnów, w którym za mikrofon chwyta Popnoname. Ale to również wspomnienie z połowy lat 70. – choć tym razem raczej wczesnych dokonań Petera Gabriela albo soulowych nagrań Davida Bowie z okresu „Young Americans”. W każdym razie – jak najbardziej na miejscu w tym towarzystwie.

Kolejnym eksperymentem przerzucającym most pomiędzy odległymi epokami okazuje się być „I Can`t Stand The Grain”. Dlaczego? Bo tym razem panowie sięgają po przestrzenną elektronikę w stylu klasycznego Mike`a Oldfielda, łącząc ją z nowoczesnym pulsem o techno-dubowym metrum.

Utwór ten wydaje się być jednak tylko wprowadzeniem do tryptyku składającego się z trzech połączonych kompozycji – „Collecting Natural Antimatter”, „HyBoLT” i „Lambda”. Kosmiczne arpeggia zaczerpnięte z twórczości Tangerine Dream mijają się tutaj z psychodelicznymi solówkami na gitarze rodem z dawnych nagrań Pink Floyd, a mechaniczne bity electro podsłuchane u Kraftwerk – z rozmarzonymi wokalami o indie-popowym smaczku. I brzmi to świetnie – nawet bez cienia eklektycznego niedopasowania.

Całość kończy współczesna wizja krautowego transu – „Daddy Longlegs”. To trochę techno, trochę prog-rock, syntetyzujący galopujący rytm z sążnistymi pasażami syntezatorów i niepokojącym odgłosem dochodzącego z oddali dzwonu. Czyżby hołd dla „Tubular Bells” i „U.F. Orb” razem wzięty?

Świetnie się słucha tej płyty – zachwyca ona bowiem muzyczną erudycją jej twórców, śmiałą penetracja dźwiękowej schedy minionych pokoleń, pomysłowym uzyskiwaniem nowych znaczeń z zestawiania różnych kontekstów. Co przy tym ważne – nie sprawia ona wrażenia wystękanego z trudem akademickiego elaboratu. A wprost przeciwnie – tryska świeżą energią i radością grania.

Italic 2010

www.italic.de

www.vonspar.net

www.myspace.com/vonspar







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
2 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
futrzak
futrzak
13 lat temu

Bardzo sympatyczna płyta. Trochę śmiechowa. Te odwołania są takie czasem… ale OK, ma to swój charakter. Posłuchałem raz i chyba jeszcze do tego wrócę.

equinoxe
equinoxe
13 lat temu

W „I Can`t Stand The Grain” jakoś klasycznego Oldfielda nie słyszę (a jako zatwardziały fan znam jego absolutnie wszystkie utwory) pokroju „Crises” czy „Five Miles Out” nie wspominając już o klasycznych albumach jak Ommadawn czy Tubular Bells 🙂 Reszta recenzji w miarę ok, podoba mi się bardzo ten ciężki, płynący charakter utworów, który stylem przypomina mi moich idoli z Port-Royal.

Polecamy