Wpisz i kliknij enter

10 zapomnianych pereł trip-hopu

Trip-hop. Dziś już mało kto stosuje ten termin, którego używano w odniesieniu do muzyki święcącej największe triumfy w latach 90. Ta gatunkowa hybryda narodziła się na ulicach i w klubach Wielkiej Brytanii, po czym została szybko wchłonięta przez mainstream, który przekuł ją na chilloutowe składanki i wykorzystał jako tapetę dźwiękową do modnych butików. Zanim tak się stało, trip-hop był jednak bardzo płodnym i interesującym nurtem, także charakterystycznym, choć pozbawionym określonych ram. Klasykę zna każdy: Massive Attack, Soul II Soul, Tricky, UNKLE, Portishead, Morcheeba, GusGus, Lamb, Nightmares On Wax, Sneaker Pimps czy DJ Krush. Zapewne każdy kojarzy też kontynuatorów: Goldfrapp i Yonderboi, a ostatnio King Midas Sound oraz Worm Is Green. Swego czasu trip-hop odbił się w popkulturze echem na tyle szerokim, że sięgali po niego nawet artyści o innych prowieniencjach: Madonna (wyprodukowany przez Massive Attack utwór „I Want You”), Garbage („Milk”) i PJ Harvey („The Wind”),

Osobną kategorię stanowią albumy funkcjonujące w drugim obiegu rozległej konwencji. Albumy słabo znane, niedocenione, zapomniane, a niektóre wręcz prawie nieznane. Poniżej – selektywny wybór 10 pereł trip-hopu w kolejności chronologicznej.

Skylab – #1 (Astralwerks, 1994)

Skylab to nieistniejący już brytyjski zespół, założony przez Mata Ducassea i Howiego B (patrz: Howie B – Music For Babies). Jako Skylab remiksowali Depeche Mode, współpracowali z Davidem Holmesem oraz Barrym Adamsonem, i przede wszystkim nagrali kapitalny debiutancki longplay. Muzyka projektu to niezwykła, choć dziś nieco archaicznie brzmiąca (co ma swój urok) elektronika z pogranicza ambientu, downtempo i trip-hopu. Ducasse, Bernstein i muzycy towarzyszący stworzyli eklektyczną mieszankę, której słucha się z przyjemnością nawet 16 lat po premierze. Drugi album, „1999 (Large as Life and Twice as Natural)” powstał bez Howiego B. i nie był już tak udany jak „#1”.

Earthling – Radar (Cooltempo Records, 1995)

Nieco zapomniane trio, gdzie za konsoletami stali Tim Saul i Andy Keep, zaś po mikrofon sięgnął Michael „Mau” Giffts, bardziej deklamujący niż rapujący. Obecnie Saul robi muzykę dla telewizji, Keep wykłada na Uniwersytecie Bath Spa (!), a Giffts był przez pewien czas członkiem grup Telepopmusik i Dirty Beatniks. W połowie lat 90. panowie działali wspólnie pod szyldem Earthling i nagrali dwa albumy, z których ciekawszy jest debiutancki „Radar”. Na tle psychodelicznych, nieco jazzujących podkładów snują się melodeklamacje wokalisty, który wspomina m.in. o Albercie Einsteinie, Harveyu Keitelu i Nat King Coleu. W produkcji „Radar” uczestniczył sam Geoff Barrow z Portishead.

Archive – Londinium (Island Records, 1996)

Dziś Archive to gwiazda alternatywy łącząca rock z elektroniką (z przewagą tego pierwszego), ale w 1996 był to mało znany, tajemniczy zespół z ciemnych ulic stolicy Anglii. John Bush pisał, że „Londinium” brzmi jak R&B na prozaku, gdzie wokale kobiety i rappera rozprzestrzeniają się na tle eterycznych syntezatorów i elektronicznych beatów. Ciekawostkę stanowi sampel podebrany z kawałka „MMM Skyscraper I Love You” Underworld. Mówiąc krótko: wspaniały album, jeden z najlepszych w swojej kategorii.

Howie B. – Music For Babies (Polydor, 1996)

W latach 90. Howard Bernstein zdobył sławę jako producent Bjork i Passengers (projekt Briana Eno i U2), przy czym wyszło na jaw, że to także znakomity kompozytor solowy. Przekonują o tym przede wszystkim dwie płyty: „Turn The Dark Off” z 1997 roku i o rok starszy debiut zatytułowany „Music For Babies”.

Album został dedykowany wówczas nowonarodzonemu dziecku Howiego, co przełożyło się na brzmienie: spokojne, delikatne i kojące. Subtelne trip-hopowe rytmy towarzyszące ambientowym podkładom tworzą harmonijną całość. Dodatkowym smaczkiem była okładka płyty, różnorodnie zaprojektowana i wyposażona m.in. w przezroczyste strony.

Bowery Electric – Beat (Kranky, 1996)

Jedyni Amerykanie na liście, na dodatek z albumem, który korzystał z trip-hopowych patentów, ale wyszedł daleko poza gatunkowe ramy, zahaczając o ambient i… shoegaze. Jak na tamte czasy, płyta „Beat” stanowiła unikalną mieszankę sfuzzowanych gitar, ambientowych syntezatorów i poklejonych z sampli hip-hopowych rytmów. Muzyka Bowery Electric była stonowana, ale absorbująca. Zresztą wydawnictwo, które wydało „Beat”, zobowiązuje.

Silent Poets – Firm Roots (Toys Factory, 1996)

Egzotyczny trip-hop z Japonii. Silent Poets został założony w 1991 roku przez Michiharu Shimodę, który dokooptował do składu Takahiro Haruno. Rok później panowie zadebiutowali płytą „Potential Meeting”, jednak perłą w koronie dyskografii Silent Poets jest „Firm Roots”.
Upalony, jazzujący trip-hop naszpikowany dźwiękami fortepianu, smyczków i gitary.

Statik Sound System – Tempesta (A Cup Of Tea Records, 1996)

Duet Pete Webb-Roger Mills, nagrywający jako Statik Sound System, rozpoczął współpracę w połowie lat 90. i już wkrótce ukazało się kilka singli i epek, poprzedzających debiutancki album „Tempesta” z 1996 roku. Twórczości duetu, wspomaganego muzykami sesyjnymi, najbliżej chyba do wczesnego Portishead, z uwagi na wokalistkę Helen White i mroczną, niepokojąca atmosferę. Jest tu także kilka bardziej energetycznych momentów, jak drumnbassowy „Esstential Times” i dubowy „So Close”.

Invisible Pair Of Hands – Disparation (A Cup Of Tea Records, 1997)

Kolejny przedstawiciel labelu A Cup Of Tea Records (patrz: Statik Sound System -Tempesta). Za ciekawą nazwą krył się kwartet muzyków, w tym Jim Barr, były basista Portishead. „Disparation” to bardzo interesujący album – gęsty „filmowy” trip-hop złożony zarówno z sampli, jak i brzmienia „żywych” instrumentów. W swojej onirycznej muzyce Invisible Pair Of Hands nawiązywali do krautrocka, psychodelii, dubu, a nawet easy listening w duchu Air. Specyficzna mieszanka uczyniła z tej płyty wcale oryginalny okaz.

Req – One (Skint Records, 1997)

Zanim Ian Cassar vel Req trafił do Warp Records i nagrał jedną z najdziwniejszych płyt w barwach tej wytwórni („Sketchbook” z 2002 roku), był grafficiarzem, uprawiał breakdance i produkował muzykę w zaciszu własnej sypialni. „One”, jak wskazuje tytuł, to pełnometrażowy debiut Req. Sporo tu ambientowych plam i leniwie sączących się beatów, skąpanych w eksperymentalnym lo-fi. Chwilami jest to zbyt monotonne, ale niektóre fragmenty tej płyty zdecydowanie warto usłyszeć.

Andrea Parker – Kiss My Arp (Mo Wax, 1999)

Andrea Parker to brytyjska producentka, której pierwszy longplay ukazał się w barwach oficyny Mo Wax, znanej choćby z takich pozycji jak „Endtroducing” DJa Shadowa i „Psyence Fiction” UNKLE. Debiut Brytyjki, „Kiss My Arp”, to rejony jeszcze mroczniejsze, choć perwersyjnie kuszące. Duszna, podszyta regularnym rytmem elektronika przenika się tu z brzmieniem wiekowych syntezatorów, falami basu i seksownego głosu Andrei. Płycie nie brak też pewnego eksperymentalnego zacięcia. Warto, choćby dla pierwszego utworu pt. „Breaking The Code”

A jakie są Wasze typy?







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
10 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
DeadRiot
DeadRiot
12 lat temu

– Snooze „The Man In The Shadow”
– Slotek „hydrophonic” (choć gatunkowi puryści pewnie powiedzą, ze to nie trip-hop ;-))
No i coś Funki Porcini. Moze: „Love, Pussycats & Carwrecks”. I Attica Blues. I składanki Headz mo’wax… etc., etc. 🙂

author
author
13 lat temu

@murgi chodzilo o zapomniane perly triphopu.:) jeszcze przypomniala mi sie plyta projektu SCUBA underwater symphonies…

murgi
murgi
13 lat temu

a 9 Lazy 9, Chocolate Weasel, Fink, Funki Porcini, Sixtoo, Flunk, Hooverphonic czy Wagon Christ to jeszcze nie trip-hop? Ja bardziej sobie szanuję jak widać stajnie ninja tune. Choc Archive te porusza pewne struny 😉 ja polecam Elsiane, fakt że tylko 1 płyta, a niktórych maniera śpiewania trochę ala Bjork może odstraszyć, ale ja odpływam przy tym wokalu…

stachman
stachman
13 lat temu

Cieszy mnie artykul na ten temat… Mam slabosc do zlotych lat trip-hopu, a takie Statik Sound System, czy Earthling nadal czesto gosci na mojej playliscie. Czesc z wyzej wymienionych znalem, ale czesc do przebadania na 100%

Yezior
Yezior
13 lat temu

Ja polecam wszystkim rodzimy Sorbet. Dobre granie w trip-hopowym klimacie.

http://www.sorbetmusic.com/

Niestety chyba już nie istnieją…ale stronka od kilku lat działa nieprzerwanie.

author
author
13 lat temu

pork? mysle pork, mowie fila brazillia. no i wczesny compost (genf import/export), kapela the aloof sinking.:)
aaaa, zapomnialbym. jedna z moich triphopowych perel jest zupelnie, totalnie przeoczony i zapomniany DOL-LOP cryptic audio – narkotyczna rzecz wydana w 1997r. przez ~swim records.

yac
yac
13 lat temu

O tak.. Cup Of Tea to był piękny epizod muzyczny… dołożyłbym do niego nieco późniejszy wysyp spod znaku Pork Recs, na czele z Baby Mammoth i Bullitnutsami

ryba16
ryba16
13 lat temu

wow! swietny tekst! az sie lezka w oku kreci. 😉 dzieki Macieju!

godzilla
godzilla
13 lat temu

Polecam zespół BabyFox – Dum dum baby

http://www.youtube.com/watch?v=doS-MqUYLts

to jest dopiero perełka na prawdę mało znana…

author
author
13 lat temu

oj, pamietam, jak sluchalo sie z wypiekami na twarzy produkcji z cup of tea. statik…, purple penguin, invisible pair…, monk & canatella, receiver…kurcze, rzeczywiscie poszlo to nieslusznie w otchlan ogolnego zapomnienia. a howiego b. poznalem dokladnie w 1996r. dzieki…tvp2 (!), ktore puscilo w pewnym programie muzycznym teledysk promujacy music for babies howiego b: http://www.youtube.com/watch?v=5QskxIUSlEA
zaraz po nim lecialo poems nearly god…ech, dzis nie do pomyslenia tego typu klimaty w telewizji publicznej…

Polecamy