Wpisz i kliknij enter

Detroit Grand Pubahs – Madd Circus


W ciągu dwunastu lat działalności Detroit Grand Pubahs stali się jednym z najbarwniejszych zjawisk na współczesnej scenie elektronicznej. Wyrastając z tradycji collinsowskiego funku, wpisali jego główne elementy w formułę dynamicznego electro i techno, ozdabiając to wszystko kabaretowym imagem, zresztą też bliskim klasyce tegoż gatunku. Dwie ostatnie płyty projektu prowadzonego przez producenta ukrywającego się pod pseudonimem Paris The Black Fu miały mocno klubowe brzmienie – nic więc dziwnego, że na tej najnowszej artysta powraca do swych korzeni, muzyce bliskiej temu, co wypełniało pamiętny debiut projektu z 2000 roku – „Funk All Y`All”.

„Madd Circus” nie jest jednak dziełem monolitycznym. Rozpada się na dwie wyraźnie odmienne części, i to zarówno pod względem charakteru muzyki, jak i jej jakości.

Pierwszy segment wypada znakomicie. Choć rozpoczyna się hip-hopowym wprowadzeniem („Clown Mobile – Logged In”), od razu po nim dostajemy, to w czym Detroit Grand Pubahs są najlepsi – wypasiony electro-funk o synkretycznym brzmieniu, łączącym warczące loopy o basowym tonie z łomotem „żywych” bębnów („Automagik”) czy pohukujące klawisze z prince`owską wokalizą („I Don`t Want To Party”).

Paris The Black Fu nie ogranicza się jednak wyłącznie do eksploatowania wcześniej wybranej stylistyki. Oto bowiem „White Pigeon” wprowadza świeży wątek – łączą się w nim elementy klasycznej nowej fali (motoryczny rytm) z detroitowym funkiem (smyczkowe pasaże klawiszy). Jeszcze bardziej wyraźnie słychać to w „Numb, Deaf And Dumb”. Tym razem spotkanie ejtisowych syntezatorów z warczącym basem uzupełnia gotycki wokal rodem z najmroczniejszych nagrań Bauhaus. Kwintesencją tych eksperymentów okazuje się jednak „Much Better” – porywiste techno niosące wysamplowaną skądś partię kościelnego chóru, otoczoną tajemniczymi pogłosami.

Kolejną innowacją w repertuarze Detroit Grand Pubahs okazuje się wycieczka w stronę smolistego dubstepu. To „Mysterious Sights” – industrialny walec, łączący metaliczne uderzenia bitów z funkowym pochodem basu, na których osiadają dziwaczne głosy, ni to robotów, ni to kosmitów. Ot – nowoczesny soundtrack do futurystycznego horroru.

Druga część płyty zaczyna się od… akustycznego skitu. Paris śpiewa w „Jealous Of A Dead Man” do wtóru fortepianu tęskną balladę, kojarzącą się z wokalnymi wyczynami misia Fuzzy z „Muppet Show”. Że miało to przypominać mruczący wokal Barry`ego White`a, dowiadujemy się dopiero z następnego utworu – „Breakfast In Bed”. To już pościelowy soul pełną gębą: z uwodzicielskimi dęciakami i niskim barytonem w roli głównej. Dalej jest podobnie – najpierw dostajemy soczysty funk z dziką solówką na saksofonie („Mashed Potatoes”), potem popową pioseneczkę w stylu wczesnego Michaela Jacksona („I Don`t Mind”) i wreszcie zwalisty funk-rock, który z powodzeniem mogliby włączyć do swego repertuaru panowie z N.E.R.D. („Maybe I Do”). Wszystko to zagrane na luzie – ale raczej pozbawione większego sensu.

Nagrania te Paris mógł zachować w domowym archiwum – dla przyjemności własnej, rodziny i znajomych. Wsadzone na płytę irytują, bo zajmują miejsce, które mogłyby wypełnić ciekawsze rzeczy. Ciekawsze – jak chociażby umieszczone w finale „Madd Circus” i „Clone Mobile (1 Gets In 9 Get Out”). Czyli rozwibrowany przesterowanymi basami drum`n`bass i eksplodujący oldskulowymi efektami soniczny rave.

Więcej muzyki, mniej wygłupów – chciałoby się powiedzieć liderowi Detroit Grand Pubahs po przesłuchaniu tego albumu. Ale pewnie i tak by nie posłuchał.

www.detroitgrandpubahs.net

www.myspace.com/detroitgrandpubahs
Det.Ele.Funk 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy

3 pytania – Low Key

Przed chwilą wydali debiutancki album, a dziś mówią nam m.in. czego słuchają na co dzień.