Wpisz i kliknij enter

Fritz Kalkbrenner – Here Today Gone Tomorrow


Jest młodszym bratem Paula Kalbrennera. To w oczywisty sposób zdeterminowało jego przyszłość. Osiem lat temu zadebiutował w nagraniu Saschy Funkego – bo w przeciwieństwie do brata nie interesowała go wtedy produkcja muzyki, ale śpiewanie. Jego charakterystyczny głos wszyscy fani techno poznali jednak dopiero nieco później – kiedy użyczył go utworowi Paula do filmu „Berlin Calling” – „Sky And Sand”. Ponieważ piosenka stała się wielkim przebojem, Fritz postanowił iść za ciosem i zrealizować solowy album. Mimo, iż w rejestracji „Here Today Gone Tomorrow” brali udział inni muzycy, produkcją i aranżacją wszystkich nagrań zajął się sam berliński wokalista.

Płyta rozpoczyna się od funkowego jamu – jego fragmenty będą się potem przewijać przez cały materiał, by w finale znów zabrzmieć w szerszym formacie („Intro” i „Outro”). Bez obaw jednak – reszta albumu jest taka, jakiej można się spodziewać po bracie Paula Kalkbrannera. To oczywiście techno – ale bardzo melodyjne, momentami silnie nostalgiczne, bliskie temu, co kojarzy się z estetyką wytwórni BPitch Control.
Fritz sięga po motoryczne bity, ale odważa ich ciężar z matematyczną precyzją, aby nie były ani za mocne, ani za lekkie. Choć pochodzą z komputera, ma się wrażenie, jakby były grane na żywo – a to idealnie pasuje do głębokich linii basu: mrocznych, lekko przesterowanych, o zdecydowanie nowofalowym brzmieniu. Tak dzieje się w dopełnionym gitarą akustyczną „Right In The Dark” czy ozdobionym wokalnymi samplami „Amy Was A Player”.

Te porywające podkłady rytmiczne otaczają subtelne pasaże syntezatorów – najczęściej rozwibrowane, zwiewne, falujące czytelnymi melodiami. Te ostatnie wprowadzają również partie „żywych” instrumentów – głównie gitary (akustycznej i elektrycznej), ale też basu. Idealnie zgrane w spójną całość, potrafią chwycić za serce nieutuloną tęsknotą czy rozdzierającym smutkiem. Przykładem może tu być przestrzenny „Wichita Lineman” czy delikatny „Out Of The Box Office”.

W klimat ten perfekcyjnie wpisuje się wokal Fritza Kalkbrennera – niby soulowy, ale również w pewnym sensie popowy, bo łączący „czarną” zmysłowość z „białą” nostalgią w formule klimatycznej piosenki. Berliński artysta nie przytłacza nas jakąś wokalną ekwilibrystyką, a wręcz przeciwnie, dozuje swój śpiew z umiarem, mieszając ze sobą utwory wokalne i instrumentalne. A że jedne i drugie są udane, świadczy fakt, że klubowym przebojem może być pozbawiony głosu Kalkbrennera chwytliwy „Kings In Exile”, jak również przypominający wspomniany „Sky And Sand” – hymniczny „Amy Was A Player”.

Bardzo to udana płyta – skromna, wyważona, bez fajerwerków. Ale urzekająca pięknymi melodiami, melancholijnym klimatem i niepodrabialny wokalem Fritza. Dla kogoś, komu brakuje we współczesnej elektronice autentycznych wzruszeń – nie do przegapienia.

www.suol.hk

www.fritzkalkbrenner.com

www.myspace.com/fritzkalkbrenner
Suol 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
pe
pe
13 lat temu

Dla mnie jego barwa głosu zawsze była zbyt gospelowa. „Sky and Sand” jest świetne, ale pozostałe wokalne numery niczym już nie czarują. A kawałki instrumentalne z EP-ek brzmiały jak nagrane przez Paula.

Polecamy