Wpisz i kliknij enter

The Orb featuring David Gilmour – Metallic Spheres


Kiedy 18 sierpnia David Gilmour opublikował news na temat gościnnego udziału na nowym albumie The Orb, jakoś nie potrafiłem sobie tego wyobrazić. Pomyślałem, że to nie może się udać, albo legenda prog rocka zje gospodarzy na wejściu, albo studio nagraniowe zamieni się w pole bitwy, wydając na świat pseudo-progresywny bełkot, powstały na drodze pojedynku mistrzów. Nastał październik i wszystkie moje wątpliwości zostały rozwiane – „Metallic Spheres” to nie hałaśliwa kłótnia, a muzyczny dialog, który wciąga niczym dobrze znany film, w którym po latach wciąż odkrywamy coś nowego.

„Metallic Spheres” to album podzielony na dwie, oddziałujące na siebie połowy – „Metallic Side” oraz „Spheres Side”. Obie mieszczą w sobie kilka oddzielnych, a zarazem przenikających się utworów, które aranżują wspólnie Gilmour i Orbsi. Jak zatem wygląda to w praktyce? Ano, tak jak można to sobie najłatwiej wyobrazić. Podczas gdy David Gilmour swobodnie bawi się dźwiękiem gitary, wysuwając się na przód, The Orb wypełniają przestrzeń swym refleksyjnym ambientem aż po same brzegi, razem rysując przed słuchaczem doskonale znane nam światy, które nabierają tym razem całkowicie odmiennego wymiaru…

Pierwsze minuty „Metallic Spheres” wprowadzają nas w niepokojący nastrój. Dark ambientowy szum i kosmiczne pady przelatujące nad ziemią, powoli wywołują ducha zamkniętego w brzmieniu tak rozpoznawalnej, floydowskiej gitary, której improwizacje subtelnie przypływają wraz z elektronicznym arsenałem Patersona i Fehlmanna. Delikatność jest bezsprzecznie największą z sił ich kolaboracyjnej muzyki. Przypadkowe uderzenia w klawisze klawiatury, chilloutowa rytmika i ten atmosferyczny, w pełni progresywny styl, tak doskonale znany z poprzednich dokonań The Orb i legendarnych albumów Pink Floyd, z pewnością przekona do siebie nie tylko sympatyków improwizacji spod znaku elektronicznego rocka Tangerine Dream czy kosmicznego New Age w stylu albumu „Aero” Jean-Michael Jarrea.


„Metallic Side” to najczęściej sugestywny field recording obleczony w astralny płaszcz, który w parze z porcelanowym brzmieniem gitary Gilmoura, stanowi jeden z najbardziej zachwycających kolorów na tęczowym instrumentarium tej płyty. Hipnotyczny techno beat stopniowo pogrąża nas w transie, a muzyka zaczyna brzmieć jak ścieżka dźwiękowa do psychodelicznej podróży w głąb czasoprzestrzeni, która zagina się wraz z pierwszą sekundą „Spheres Side”. W przeciwieństwie do pierwszej części, druga stawia bowiem mocny akcent na pracę gitary, czyniąc muzykę bardziej epicką i żywą. Etniczne perkusjonalia wybijają plemienny rytm, anielskie chóry snują się pośród głosu Gilmoura, śpiewającego pacyfistyczne hasła i ostatecznie przykrywane są przez grubą warstwę czarnego dubu. W połowie kompozycji możemy również odnaleźć wyraźne inspiracje estetyką psybient, znaną chociażby z albumów brytyjskiej formacji Shpongle. Całość kończy euforyczny power perkusji w stylu Nicka Masona i zaskakujący finał w postaci.. mini-symfonii na smyczki i wiolonczelę, które w podniosłym tonie kończą dźwiękowy monument The Orb i Davida Gilmoura.

„Metallic Spheres” to wydawnictwo, które nie zdarza się zbyt często. Można by zaryzykować stwierdzenie, iż dzięki takim płytom, pokolenia uczą się od siebie nawzajem. Być może wielu młodych wyznawców elektronicznej alternatywy, właśnie dzięki gitarowym pląsom dziadka Gilmoura, grającego na tle ambientu ich ulubieńców z The Orb, sięgnie po albumy Pink Floyd. I srogo zawiedzie się ten, kto będzie szukał na „Metallic Spheres” chwytliwych melodii, pogrupowanych w radiowe trzyminutówki. Album do łatwostrawnych nie należy, ale czy kiedykolwiek w przypadku wyżej opisywanych muzyków było inaczej? Progres, progres i jeszcze raz progres!
Sony, 2010







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
3 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Navers
Navers
10 lat temu

Ambientowo gitarowa, mechaniczno organiczna odyseja psychedeliczna!

Psylocybina, ciemny pokój i niezapomniany trip ;-). Stawiam to obok „Echoes” Pink Floydów jeśli chodzi o muzyke do psychedelicznych podróży, polecam zdecydowanie.

qncept
qncept
13 lat temu

Moim zdaniem Glimour zepsuł klimat Orbów i był nie na miejscu…

Yezior
Yezior
13 lat temu

Świetny nju ejdżowy album. Doskonały do psychonautycznych wojaży.

Polecamy