Wpisz i kliknij enter

Bionulor – Sacred Mushroom Chant


Co ma wspólnego Marcel Duchamp z Neilem Armstrongiem? I co łączy szamańskie pieśni z Japonią i przywódcą nizarytów? Odpowiedź jest równie intrygująca – Częstochowa, w której od 5 lat działa producent i aktor teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie, Sebastian Banaszczyk. Jego najnowszy album „Sacred Mushroom Chant” zaznacza religijną stolicę Polski na mapie rodzimej muzyki eksperymentalnej wyraźnym, czarnym krzyżykiem. Sam autor płyty, również zaczyna być coraz wyraźniej słyszany, co napawa optymizmem, bo choć potrafi czasem zaliczyć solidnego dzwona, to jego muzyka nosi w sobie spory potencjał, choć jest nieoszlifowana i jeszcze nieco zagubiona. Produkując dźwięki według autorskiej receptury zwanej „100% recycling”, opartej na poddawaniu obróbce krótkich materiałów dźwiękowych, Bionulor tworzy swój własny świat, posklejany z ludzkich głosów, specjalnie dobranych i nierozerwalnie ze sobą złączonych.

Jego muzyka nosi w sobie spory potencjał, choć jest nieoszlifowana i jeszcze nieco zagubiona.

Pierwszą z pięciu zawartych na albumie kompozycji jest „SCRD. MSHRM. CHNT.”, która, jak wynika z opisu dołączonego do krążka, podejmuje próbę zmierzenia się z kulturą szamańską. Fundamentem utworu jest archiwalne nagranie pieśni związanej z ceremonią zażywania halucynogennych grzybów. Można by więc pomyśleć, że mamy do czynienia z muzyką etniczną lub choćby niewiele ocierającą się o tribal ambient i temu podobne genres. Nic bardziej mylnego, bowiem od pierwszych sekund najnowszego albumu Bionulor, obcujemy z czysto cyfrowym glitchem i dronem, którym bliżej do laboratorium Raster Noton, niż plemiennych rytmów Third Ear Records. Obraz tego numeru jest ziarnisty i nerwowy, tępe krawędzie dźwięków przeszywają ciało, a my zastanawiamy się czy wszystkie te sygnały, paranoidalne piski i trzaski, to jeszcze muzyka. Błądząc nerwowo wzrokiem, zastanawiamy się również, jak daleko jest ona w stanie dotrzeć, by po drodze nie zgubić samej siebie i czy Banaszczyk nie natrafi na betonowy mur przy okazji popełnienia kolejnego albumu. Dalej nie ma już czego szukać.

„NHN-B.” poddaje modyfikacjom japońską pieśń wyszperaną z regałów wypełnionych zakurzonymi winylami. Obraz zaczyna się rozmywać, tylko szarobure plamy wirują bezwolnie, poruszając się w rytm podmuchów wiatru. Numer magnetyzuje gęstym ghost ambientem, przypominającym twórczość amerykańskiego projektu True Colour Of Blood, przyciąga posępnym wołaniem o pomoc rozciągniętym w przestrzeni, w której zatrzymał się czas. Gdzieś w oddali słyszymy majestatyczne chóry, a wirujące okręgi wibrującego droneu krążą jak sepy nad zmarzniętą ziemią. Dla takich nagrań warto zatrzymać się na moment, zamknąć oczy i pozwolić sobie odpłynąć, kierując się w głąb księżycowego kanionu, o którym traktuje „NL.” To elektroakustyczna wędrówka w stylu Franka Bretschneidera, pośród kraterów i jaskiń, która w barwny i obrazowy sposób ilustruje „mały krok dla człowieka, a wielki dla ludzkości”. Ciężki, huczący bas wybija miarowe tempo, a drobno poszatkowane perkusjonalia trzęsą się nerwowo, cykając niczym świerszcze w trawie o zmroku. Kolejny i zarazem ostatni plus na koncie Banaszczyka.

Na szlaku jego muzyki stawia liczne przeszkody, które w większości przypadków przynoszą wyłącznie satysfakcję.

Utwór „DCHMP.” nawiązujący do ready-made, być może spełnia swe zadanie jako dźwiękowy opis owego pojęcia, wewnątrz jednak nie kryje wystarczająco wiele, by nie poczuć się zwyczajnie znużonym i tak ciężkostrawnym materiałem projektu Bionulor. Jest monotematycznie i nadmiernie radykalnie, formuła nagrania ogranicza się do przedstawienia sposobów modyfikacji sampla, krzycząc każdym Fxem, z umiłowaniem trzymając Caps Lock pod wskazującym palcem. Epilogiem albumu jest hiper-minimalistyczna kompozycja, której równie dobrze mogłaby na nim nie być. Ja rozumiem, że mamy do czynienia z muzyką eksperymentalną, ale słuchając „NIC NIE JEST PRAWDZIWE” odnoszę wrażenie, że słucham tutorialu przedstawiającego możliwości pluginu do Fruity Loops. Pominę fakt, iż sam wokal autora stanowiący kanwę numeru nie wypada przekonująco, to na domiar złego, efekty jakimi go traktuje do cna pozbawiają album tajemnicy i niedopowiedzeń. Minimalizm to słowo-klucz opisujący „Sacred Mushroom Chant”, szkoda, że w tym przypadku zastosowany był w sposób tak nachalny i rachityczny. Dobre wrażenie po płycie trafił szlag, a pozostał przykry niesmak.

Przebrnąć przez najnowsze dzieło Banaszczyka na jednym oddechu to zadanie karkołomne. Na szlaku jego muzyki stawia liczne przeszkody, które w większości przypadków przynoszą wyłącznie satysfakcję. Wielka szkoda, że ostatecznie on i jego eksperyment osiadł na mieliźnie, z której z łatwością może się wyciągnąć, jeśli tylko zacznie szukać czegoś więcej, niż tylko przejaskrawionej ascezy, tak w formie jak i treści. Coś jednak każe mi podejrzewać, że w przypadku częstochowskiego producenta będzie tylko lepiej.

wrotycz.com

myspace.com/bionulor
Wrotycz Records, 2011







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
8 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
Herring
Herring
13 lat temu

Bionulor niech mierzy siły na zamiary, a smith nie przejmuj się amatorskimi epigonami. Muszą ciągle kopiować to, co aktualnie modne, aż w końcu przyjdą następni. Tacy sami, tylko młodsi, dynamiczniejsi i ich zdetronizują. Normalna selekcja wyścigu szczurów z metą na sławę. Zaraz pewnie usłyszę, że zazdroszczę. Niezwykle czuli na punkcie swojego nazwiska, stąd personalne przytyki to takie u nich normalne ha, ha

Browara
Browara
13 lat temu

@smith – portal Nowa Muzyka nie służy do tego, by anonimowo leczyć sobie kompleksy kosztem innych… jeśli nie masz powodzenia u dziewczyn, nikt nie chce publikować muzyki, którą tworzysz chałupniczo albo Twój instrument nie jest zbyt duży, ten złośliwy ton i ewidentnie niegrzeczne zwroty („wykleić portale swoją gębą”) nie pomogą ci w rozwiązaniu problemów osobistych…

smith
smith
13 lat temu

@bojanix: „którym się coś tam udało zdziałać?” Co się udało zdziałać?! Jedynie wykleić portale swoją gębą i wylansować amatorskie samploklejstwo. 😛

bojanix
bojanix
13 lat temu

Pojawia się kilka newsów o Pleq, czasem jakieś info o innych wspomnianych tu w komentarzach gościach i już zarzuty, że NM kogoś lansuje. Czy może wg Ciebie smith NM nie powinna nic pisać o polskich artystach (czasem tych mniej znanych), którym się coś tam udało zdziałać?

varelse
varelse
13 lat temu

@ smith – 1) modern classical to nie tag wymyślony przez Jacaszka 2) ja bym go akurat o „leczenie kompleksów” nie posądzał, w wywiadach raczej podkreśla że on się na „prawdziwych” instrumentach nie zna – przynajmniej w tych, z którymi się zetknąłem 3) Do „trójcy” równie dobrze możnaby dorzucić Krzysztofa Orluka czy Tomasza Bednarczyka, nie powiem żeby Bionulor był jakoś szczególnie lansowany przez NM

Pleq
Pleq
13 lat temu

Absurdem jest pisanie o jakimkolwiek związku z Góreckim czy Preisnerem, w negatywnym sensie (mam na myśli Twoje przecinki). Nie śmiałbym nawet wkraczać, jako przecinek. Bezcelowy proces. To Wspaniali Ludzie i Wielcy Kompozytorzy…

keynell
keynell
13 lat temu

a ty co ostatnio zmieliłeś ?

smith
smith
13 lat temu

Polska trójca hajpowych epigonów tego serwisu: Jacaszek, Pleq teraz jakiś tam Bionulor. Czasy są takie, że każdy co dostał od taty laptopa i ukradł skrakowanego lajva, może jednym palcem mielić sample od innych i gdy tylko jest wystarczająco o nim głośno to myśli, że już jest gwiazdą. Nawet gatunki wymyślają! Jeden recycling, jakby tego inni wcześniej nigdy nie robili, drugi modern classic, zupełnie jakby mówił o ciepłym zimnie. Trzeci bredzi coś o japońskich wizjach narkotycznych. Wklejają się co tchu w przecinki między dokonania Góreckiego a Preisnera, a działają od dwóch, trzech lat. Nic muzycznie nie znaczą, ale nazwisko wielkie se robią. To się nazywa megalomania, egocentryzm i leczenie kompleksów sławą. Może by się tak nauczyli grać na jakimś instrumencie a nie tylko biegali przy lansowaniu własnego wizerunku. Kiedyś był nawet wiersz „samochwała w kącie stała”, ale kto go dzisiaj jeszcze pamięta?

Polecamy