Wpisz i kliknij enter

Austin Peralta – Endless Planets


Pisanie o jazzie jest trochę jak chodzenie po linie – łatwo się wyłożyć. Ekwilibrystyka instrumentalna, zagęszczone tekstury rytmiczne, to środki wyrazu najczęściej spotykane w jazzie sensu stricto. Przepych i złożoność kompozycji tego gatunku trudno przelać na papier (nie mam na myśli zapisu nutowego, choć tu jest podobnie). Najnowszy nabytek Brainfeedera, ma wszystkie te elementy o których wspomniałem, oraz jeden dodatkowy – talent do tworzenia absorbujących uwagę słuchacza kompozycji.

Endless Planets to kolektywne granie, pianino dwudziestojednoletniego Austina nie rzadko schodzi na drugi plan, ustępując jazzowym wariacjom saksofonów – tenorowym i sopranowym Bena Wendela (współpracujący min. z Daedelusem), oraz altowym w wykonaniu Zane Musa (członek big bandu występującego w programie Carsona Daly). Zaczynając od introdukcji „The Lotus Flower” (czyżby ukłon w stronę Ellisona?) częstowani jesteśmy subtelnymi akordami pianina, na których tle równie uwodzicielsko podążą saksofon. Zmysłowe, nieco filmowe brzmienie, mija wraz z wejściem pierwszych taktów „Capricornus”. Początek kompozycji jest nieco mylący – łagodne pasaże grane przez Austina, ustępują po chwili fantastycznym, niemalże free jazzowym dęciakom, w tle dudniący bas i świetnie pracująca perkusja. Prawdziwy jazzowy rollercoaster, prawie jak Mingus z czasów „The Black Saint and The Sinner Lady”. Jeśli jestem już przy inspiracjach to warto zauważyć, iż Austin wzorował się na najlepszych, w „The Underwater Mountain Odyssey” pokazuje umiejętności godne samego Theoloniousa Monka.
Słuchając albumu ciężko uwierzyć, że to tak młody człowiek, jego niewątpliwie wielkie umiejętności to jedno, ale wpasowanie się ze swoim instrumentem w grono muzyków o sporym doświadczeniu, wymaga chłodnej głowy. Peralta przemyślanie i z poszanowaniem pracy zespołowej, wtapia się ze swoimi klawiszami w urzekające „Ode To Love”, z kolei w najdłuższym, trzynasto minutowym „Algiers”, zespół stopniowo buduje klimat. Sekcja wystukuje ten sam motyw, słyszymy charakterystyczny basowy „drive”, tworzący nośne tło pod początkowe klawiszowe akordy, z biegiem czasu trwania utworu, zastąpione blisko wschodnimi ornamentami granymi przez saksofon altowy. Dalej mamy jeszcze pojedynkujących się instrumentalistów i zwieńczenie – ambientowa mgiełka, przechodząca w krótki epilog stworzony w całości przez zaprzyjaźnionego z Brainfeederem, Dr’a Strangeloopa. W wspomnianym epilogu usłyszeć można również współpracującą z The Cinematic Orchestra, wokalistkę Heidi Vogel, aczkolwiek jej udział jest niewielki i mało znaczący.

Endless Planets to świetna płyta, brzmienie jest masywne, produkcja krystalicznie czysta, a sami muzycy nie rozczarowują, gdzie tam! Gdyby nie fakt, iż płyta podpisana jest nazwiskiem Austina, to powiedział bym iż to jazz band. Jazz band na którego czele stoi dwudziestojednolatek.
Brainfeeder 08-02-2011







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
BRTK
BRTK
13 lat temu

super płyta!

Polecamy