Wpisz i kliknij enter

Disappears – Guider

Jeśli Kranky Records promuje gitarowy zespół, to należy się temu przyjrzeć. Tę zasadę potwierdza przede wszystkim Goodspeed You! Black Emperror, który pod sztandarem chicagowskiej wytwórni wydał kultową już pozycję ‘F♯ A♯ ∞’. I choć po Disappears trzęsienia ziemi się nie spodziewałem, to trzeba przyznać, że swoim najnowszym albumem sieją i tak niemałe spustoszenie.

Pięć krótkich gitarowych petard wraz z zamykającym całość ‘Revisiting’, który wydaje się być wizją Joy Division grającego shoegaze, nie zwalnia tempa ani na moment. Płytę pochłania się w całości, gdyż zespół nie tracąc czasu na eksperymentowanie postawił na surową, rockową energię wypływającą z prostoty. Bez solówek i bez dłużyzn.

Króciutki wstęp ‘Superstition’ śmiało mógłby pełnić rolę wizytówki Disappears. Bez instrumentalnych popisów solowych, z rwanymi, wykrzykiwanymi wersami przepuszczonymi przez delay i pogłosem lejącym się ze wzmacniaczy. Przez trzydzieści minut ta dźwiękowa saperska formacja systematycznie burzy rockowe konwenanse budując na nich swoje brzmienie nie przejmując się przy tym fundamentami. Ma być szybko, głośno i drapieżnie. Piętnastominutowy ‘Revisiting’ z miażdżącą sekcji rytmiczną opartą na powtarzającym się motywie tylko z pozoru wydaje się być przydługawym, monotonnym zapychaczem. Hipnotyczny śpiew i gitary zalewające tło coraz to nowymi kaskadami brudnych riffów zamieniają ten motoryczny pochód w mantrę ostatecznie zagrzebując słuchacza pod gruzami rockowych bachanaliów.

Album ten jest dobrym przykładem pomyślnego ujarzmienia scenicznej ekspresji na nagraniach studyjnych. Utwory z początku mogą razić chropowatym brzmieniem i arogancką niechlujnością, jednak dla Disappears właśnie to posłużyło do wykreowania własnego muzycznego ego. ‘Guider’ proponuje podróż przez znajome obszary muzyki, lecz swoją własną ścieżką.

Kranky | 17.02.2011

3,5/5







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Patryk T
Patryk T
13 lat temu

album niezły, ale LUXa nie przeskoczył.

Polecamy