Wpisz i kliknij enter

Jurek Przezdziecki – Biscuit Symphony

Świetne otwarcie się Przezdzieckiego na formułę albumu.

Ciekawe, jak radzą sobie z jego nazwiskiem zachodni właściciele klubów i wytwórni? Warszawski producent nie zdecydował się bowiem na bardziej przyjazny zagranicznym odbiorcom pseudonim i od swej pierwszej EP-ki wydanej dla niemieckiej wytwórni Whirlpoolsex Germany w 2007 roku twardo publikuje kolejne wydawnictwa pod własnym nazwiskiem. Do dzisiaj ma ich na swym koncie aż dziewięć – wydanych głównie przez zachodnie tłocznie, od Boshke Beats po Cocoon.

Konkretną popularność przyniosła wydana przez Living Recordings cyfrowa płyta „Grotesque Song”, która trafiła do setów Laurenta Garniera czy Joeya Beltrama. Potem było już tylko lepiej. Przezdziecki zaczął didżejować w Europie, obu Amerykach, a nawet w Australii i Japonii, szlifując swój styl, który z EP-ki na EP-kę stawał się coraz bardziej wyrazisty. Podsumowaniem tego okresu jest debiutancki album warszawskiego producenta, wydany przez rezydującą w Lipsku wytwórnię Definition.

Pierwsze nagrania zaskakują oryginalnym brzmieniem. „My Left Side Is Yours” pulsuje co prawda głębokim bitem techno, ale osiadające na nim pląsające akordy klawiszy mają zdecydowanie IDM-owe brzmienie i niosą ze sobą dalekie tchnienie chopinowskiej nostalgii. Podobnie wypada „Sic Et Non”, choć tym razem wyraziste uderzenia klawiszy przywołują bardziej orientalną melodię, wpisaną w lekko dubowy kontekst całości.

Tytułowe „Biscuit Symphony” otwiera zdecydowanie taneczny segment płyty – Przezdziecki przechodzi tu swobodnie od chicagowskiego house`u o mechanicznie wystukiwanej rytmice do dynamicznego tech-house`u wypełnionego podniosłymi i sążnistymi pasażami syntezatorów w stylu lat 80. („Keys United” i szczególnie „Lender Pitfully”).

Najciekawszą kompozycją w tym stylu wydaje się być epicka „Relationship Sunblocked”, w której stosując symfoniczne wręcz dźwięki syntezatorów podszyte świdrującymi loopami, warszawski producent uzyskuje intensywność najlepszych nagrań Technasii. Ciekawie brzmi również „Ech Och Time”, dokumentująca, że Przeździecki potrafi z powodzeniem wykorzystać wokalne sample do skręcenia prawdziwie przebojowego killera o klubowym przeznaczeniu.

Zupełnie inną odsłonę twórczości warszawiaka przynosi „Vera Vitalia”. To oszczędne techno zainspirowane klasycznymi dokonaniami Roberta Hooda. O ile jednak detroitowy mistrz zatrzymuje się w aranżacji swej muzyki na minimalowym poziomie, o tyle Przezdziecki pozwala sobie na więcej swobody, serwując w swym utworze atonalną partię przesterowanych syntezatorów.

Cieplejszy powiew jamajskiej bryzy przynosi natomiast „Slope Arabesca”. Głęboki rytm o dubowej proweniencji przykrywa tutaj miarowo pulsująca fala gęstych klawiszy – a wszystko to zostaje zanurzone w onirycznym pasażu tworzącym wyciszone tło kompozycji.

A na finał – bez wątpienia najodważniejsze nagranie z zestawu. „The Fifth Piece Of Me” to hipnotyczny house podszyty plemienną wibracją, na tle której dokonuje się synteza klawiszowych pląsów w stylu wczesnego Briana Eno z egzotycznymi brzmieniami wywiedzionymi z etnicznych eksperymentów Jona Hassella. Po prostu cacko!

„Biscuit Symphony” stanowi świetne otwarcie się Przezdzieckiego na formułę albumu. Jest na tej płycie sporo w pełni dojrzałej muzyki, choć momentami klubowa funkcjonalność wydaje się przesłaniać jej brzmieniową oryginalność. Wraz z tym krążkiem warszawski producent dołącza jednak do krajowej czołówki twórców nowej elektroniki, tworzonej przez Jacka Sienkiewicza, Marcina Czubalę i duet Catz N`Dogz, która z powodzeniem odnosi spore sukcesy na Zachodzie.

Definition 2011

www.definition-records.de

www.myspace.com/bryzant

www.jurekprzezdziecki.net

www.myspace.com/jurekp







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
DeadRiot
DeadRiot
12 lat temu

Będą czytac jego nazwisko równie łatwo jak nazwisko Paula Brtschitscha 🙂

Polecamy