Surowe granie prosto z brytyjskich klubów.
Pochodzący z Birmingham angielski producent Mark Evetts idealnie trafił w czas ze swymi produkcjami. Kiedy na rynku ukazywały się jego pierwsze dwunastocalówki, w klubowym światku właśnie zaczynała kwitnąć moda na klasyczny deep house. Nic więc dziwnego, że Evetts stał się szybko jednym z głównych przedstawicieli nurtu. W ciągu sześciu lat swej działalności opublikował kilkanaście winylowych krążków, z których najciekawsze utwory doczekały się kompaktowej reedycji na dwóch płytach z cyklu „Works 2005 – 2009” opublikowanych w ubiegłym roku nakładem własnej wytwórni Evettsa – Merc. Po ich wydaniu brytyjski producent zajął się tworzeniem materiału na kolejne dwunastocalówki. Kiedy amerykańska wytwórnia Spectral Sounds złożyła mu propozycję wydania debiutanckiego albumu, nagrań było pod dostatkiem. W ten sposób powstał „Stone Breaker”, który właśnie trafił na półki zachodnich sklepów muzycznych.
Pierwsza część płyty to wyjątkowo surowa jazda – Evetts koncentruje się bowiem na najważniejszym elemencie muzyki tanecznej: rytmie. Oto już w otwierającym krążek „Archway” otrzymujemy twardy i ciężki bit zapożyczony z chicagowskiej klasyki. Jeszcze wolniejsza pulsacja pojawia się w następnym utworze – „Black Country Saga”. Nieco szybsze tempo ma „Quatro”, choć i tak masywne uderzenia rytmu lokują nagranie w najwyższych kategoriach wagowych.
Co ciekawe – te zapożyczone z dawnych dokonań mistrzów hard house`u struktury rytmiczne Evetts uzupełnia różnorodnymi dźwiękami, korzystając na przemian z zasady kontrastu lub podobieństwa. W „Archway” i „Quatro” są to sążniste pasaże syntezatorów rodem z dawnego ambientu, w „Black Country Saga” – oldskulowo popiskujący loop, a w „Belvide Beat” – bulgoczący acid.
W finale albumu Evetts zwraca się ku swemu ulubionemu deep house`owi. Nie rezygnuje jednak z odciśnięcia na utrzymanych w tej konwencji nagraniach własnego piętna. Choć „Black Moon”, „Oranges” i „The Day” pulsują w szybszym tempie, to i tak przelewają się przez nie znane z wcześniejszych kompozycji głębokie fale rozmarzonych klawiszy, nadające całości odrealniony klimat. Największe wrażenie w tym zestawie wywołuje ostatnie nagranie – bo wpisujące w swój nocny nastrój eteryczny głos tajemniczej wokalistki.
Muzyka ze „Stone Breakera” ma swój charakter – spowolniona i zredukowana, wymyka się jednak minimalowej konwencji, wpisując się w kontekst śmiałych eksperymentów z house`ową estetyką wywiedzioną z Chicago i Detroit. Pozbawiona przebojowego sznytu, bardziej spodoba się poszukiwaczom nieznanych jeszcze form wyrazu we współczesnej elektronice niż bywalcom modnych klubów.
Spectral Sound 2011