Wpisz i kliknij enter

Niko Schwind – Good Morning Midnight


Ten berliński producent zaczynał cztery lata temu, publikując swe nagrania nakładem miejscowej wytwórni Autist, która specjalizowała się w mocnym i ciężkim minimalu. Ale taka była wtedy moda. Nic więc dziwnego, że i debiutancki album niemieckiego artysty – „The Autistic Disco” – był jednoznacznie wpisany w jej kontekst.

Przenosimy się jednak w czasie do dnia dzisiejszego i ze zdziwieniem zauważamy, że Niko Schwind wydaje swoją drugą płytę w specjalizującej się w klubowym tech-house`ie wytwórni Stil Vor Talent. Czyżby otworzyła ona swe podwoje dla minimalowego techno? Nic z tych rzeczy – to berliński producent zmienił swój styl.

Dwa pierwsze nagrania z krążka to ciągle popularny deep house – masywne bity wsparte dyskotekowym clappingiem niosą tutaj eteryczny wokal niemieckiej wokalistki o imieniu Fran (znanej ze współpracy z Oliverem Koletzkim) oraz jazzowe pasaże dźwięcznego fortepianu zatopione w gąszczu wokalnych i instrumentalnych sampli („Good Morning” i „Shine”). Szybko się okazuje, że właśnie pomysłowo dobrane cytaty z innych płyt są mocną stroną Schwinda.

Bo oto niebawem przechodzimy do motorycznego tech-house`u, w którym podstawę rytmiczną stanowią cięższe bity i bardziej dudniące basy, a resztę aranżacji poszczególnych nagrań tworzą właśnie zgrabnie splecione ze sobą sample orientalnych smyczków („Midnight”), soulowego piano („Playground Love”) czy perkusyjnej ekwilibrystyki („People”). Gdy nie ta żonglerka drobno poszatkowanymi dźwiękami, nagrania te wypadłyby raczej siermiężnie.

Tak niestety dzieje się w drugiej części płyty, kiedy do Schwinda dołączają zaproszeni przez niego goście. „Back From The Bar” i „Don`t Turn The Lights” to jego wspólne dzieło z duetem Channel X. I od razu słychać zmianę: lekkość wcześniejszych kompozycji zostaje zastąpiona teutońską topornością.

Nie oznacza to jednak braku melodii – pierwszy z utworów ciągnie soczysta partia Hammonda, a drugi – bujający pasaż dęciaków. Obie kompozycje sprawdzą się na parkiecie, choć daleko im do jakiejkolwiek finezji.

Niestety, to samo trzeba napisać o kolejnej kolaboracji. Zrealizowany przez Schwinda wspólnie ze Stallerem „Wake Up” jest właściwie zbiorem autocytatów z poprzednich nagrań – wyrazistej linii melodycznej niesionej przez organy i perkusyjnych efektów. Czyżby o oryginalności tego utworu miał stanowić łatwo rozpoznawalny fragment zaśpiewu ze słynnego „Ride On Time” Blackboxu?

Całe szczęście na finał niemiecki producent dobiera ciekawszych współpracowników. Wykombinowany z Oliverem Koletzkim „Master Of Ceremony” znów jest nasycony dużą ilością wyrazistych sampli – w tym zgrabną zagrywką na saksofonie, która wiedzie do końcowego „Coming Home”, wieńczącego płytę sugestywnym połączeniem hip-hopowego podkładu rytmicznego z jazzowa instrumentacją.

Schwind pogra kawałki z tej płyty w klubach przez kilka najbliższych miesięcy i obciachu sobie nie narobi – publika będzie się gibać jak należy. Do pierwszej ligi tanecznych macherów nie zapewni mu ona jednak awansu. Tak to już bywa, kiedy chce się być ciągle na czasie. „Za modoj nie ugoniszsia” – jak mawiała moja dawna wykładowczyni rosyjskiego. Może lepiej było pozostać przy solidnym techno?

www.stilvortalent.de

www.myspace.com/stilvortalent

www.schwindsucht.org

www.myspace.com/nikoschwind
Stil Vor Talent 2011







Jest nas ponad 15 000 na Facebooku:


Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments

Polecamy